Pewnego pięknego wieczoru (w ubiegły czwartek) odprowadziłem dziewczynę po spotkaniu na kawie do domu. Buzi, buzi. Papa, te sprawy. Odwracam się i lekko przyspieszonym krokiem udaje w kierunku przystanku autobusowego
/Przyspieszony krok spowodowany był godziną 23 i próbą złapania ostatniego autobusu/
Play. Rzeczywistość wokół zaczyna falować w rytmie „Silesi na śląskich bitach”… I nagle przestaje. Cisza /szczekanie psa w oddali/. Co jest? Padła bateria w mp3. To jest. Kurwa...
Lekko podkurwiony idę dalej. I nagle słyszę za plecami:
- Proszę pana.
Przyspieszam. Nie raz dostałem wpierdol, dziś nie mam na to ochoty.
- Proszę pana! – męski głos powtarza swe wołanie z tyłu. Jest coraz bliżej.
Nie odwracam się (mając w pamięci pewną bajkę/baśń).
- Proszę pana!
Nie reaguje. Idę dalej.
Wtem po chwili ręka szarpie mnie za ramie.
Tym razem muszę się odwrócić.
- Czemu pan nie reaguje? – pyta mężczyzna w policyjnym mundurze.
- Myślałem, że ktoś szuka zaczepki – odpowiadam.
- Czemu pan się nie zatrzymał na nasze wezwanie? – pies ponawia pytanie, jakby moja odpowiedź go nieusadysfakcjonowała. Patrzy mi w oczy.
Sam nie jest. Obok stoi dwóch innych. Ich wzrok, przeszywa na wskroś. Brrr...
Ja się uśmiecham, bo nie mam nic na sumieniu .Oni nie. Smutasy.
- Nie krzyczał pan, że policja. – mówię.
- Ma pan jakieś dokumenty?
- Mam.
- Proszę pokazać.
- Ale o co chodzi? Przecież idę sobie spokojnie ulicą.
- Proszę ze mną nie dyskutować..
Ok. Nie dyskutuje. Podaje dowód. Tamten nawet go nieogląda podaje koledze po lewej.
- Proszę teraz wyjąć wszystko z kieszeni spodni.
Policjant z moim dowodem oddala się i mówi coś do krótkofalówki. Ja nic z tego nie kumam, więc mówię:
- Ale o co chodzi, odprowadzałem koleżankę do domu przecież…
- Wiem, widzieliśmy. Proszę wyjąć wszystko z kieszeni – mendziarz ma minę pokerzysty.
- Ale czemu? – nie daję za wygraną.
Policjant przestaje być łagodny:
- Proszę ze mną nie dyskutować. Jest pan podejrzany i zostanie poddany kontroli osobistej..
Buahahahaa – myślę sobie.
- O co podejrzany? – pytam, ale wyjmuje wszystko z kieszeni i kładę na chodniku.
Ten nie odpowiada na pytanie, zamiasta tego mówi:
- Teraz niech pan opróżni kurtkę i położy wszystko na ziemi obok tamtych rzeczy.
W kurtce mam tylko portfel. Wyjmuję go. Pies karze mi go otworzyć. Świeci latarką.
- Teraz proszę otworzyć plecak…
W tym momencie trochę wydygałem… W plecaku mam grube zapięcie do roweru – potężny łańcuch. /Jak mówiłem - za dużo razy dostałem wpierdol... już nie mam na to ochoty.../ Pies świeci latarką, ja obmyślam co powiem… Więc zepsuło się i zanosiłem do naprawy… Pies gasi latarkę. Łańcuch był na dnie plecaka. Nie znalazł go… Uff.
- Teraz proszę się odwrócić i rozłożyć ręce. – mówi chowając latarkę.
Rozkladam ręcę. Maca mnie. Czuję się jak na filmach.
Policjant łagodnieje. Mówi, wskazując na kolegę w oddali z moim dowodem:
- Jeszcze tylko sprawdzimy pana dane i będzie pan wolny.
- Ale o co chodzi? Przecież nic nie zrobiłem.
- Rutynowa kontrola. Był pan podejrzany o posiadanie narkotyków.
- Aha… Dlatego, że mam szerokie spodnie, czy jak? – pytam.
- Nie. Ja też mam szerokie spodnie… Pierwszy raz taka sytuacja? – pyta.
- Nie nie pierwszy. Kiedyś jeszcze przed Cubem jak byłem z kumplami nas sprawdziliście. Ale wtedy pod ścianą trzeba było się ustawić… - mówię /ale to była akcja… przed naszym koncertem piliśmy... i nie tylko piliśmy... ale Opatrzność jednak czuwała… pozdro Mateusz/
- Aha, czyli na ostro… heh… no widzi pan w porównaniu z tamtym to dzisiaj lajcik…
Debil – myślę sobie, ale jestem spokojny. Udany wieczór był przecież…
Epilog
40 minut czekałem, aż sprawdzą moje dane.
I w tym czasie sobie z nimi pogadałem /a konkretnie z tym jednym/. Powiedziałem, że niedawno w sobotę mi rower ukradli i żeby to tych jebańców ścigali, a nie mnie. A tamten na to, że jemu też ukradli rower. I to też w sobotę, ale z piwnicy. Heh. /"Sobota złodziei rowerów" - nowy film DaSici niedługo w kinach ;/
Zapytałem czy widział "Raport Mniejszości" Spielberga, on że tak i uśmiechnął się mowiąc, że takich możliwości jeszcze nie mają... ale chcieliby… heh... A czy „Pitbula”? Nie widział niestety, ale obejrzy.
Młody chłopaczyna…
Opowiedziałem mu o spoko policjantach z Warszawy, gdzie nie spisali nas za picie piwa pod Pałacem Kultury /patrz post: Sen o Warszawie /Warsaw by night/. Uśmiechnął się i burknął w żarcie: no tak tutaj to, co innego niż Warszawa. Heh. Twardziel.
A tamten z krótkofalówką w oddali ściskając ją w dłoni nie może się połączyć z centralą.
A my gadamy dalej. O juwenaliach w Łodzi w 2004 roku... itd.
Po chwili mój interlokutor podchodzi do tamtego z krótkofalówką i mówi, że odpuść. Odwołaj. A tamten, że nie, że jeszcze chwila. I nie daje za wygraną przez następne 20 minut. Mam mordę gangstera, czy jak?
Mówię:
- Widzę, że kolega nie daje za wygraną.
- Ta. Uparty jest. Jeszcze trochę cierpliwości...
- Nie chcę go martwić, ale traci czas - mówię.
I stracił. Ja też...
Przeprosili i poszedłem do domu.
Pieszo. Bo już na ostatni autobus nie dane było mi zdążyć...
I tak się zastanawiam np. czy policjanci słuchają polskiego rapu? Może jak słyszą CHWDP to tłumaczą sobie ten skrót nieco inaczej /patrz postscriptum postu: CHWDArtystom/. Może…
Tak sobie myślę, że ten pies co ze mną gadał słucha.
Ale ja za dużo myślę.
/Innymi słowy: nienawidźmy się, ale mimo to szanujmy/
Pozdro.
2 komentarze:
fajnie piszesz, czyta się jak opowiadanie.
policjant też człowiek^^
Prześlij komentarz