2 października 2007

Pies też człowiek /CHWDP inaczej/

Pewnego pięknego wieczoru (w ubiegły czwartek) odprowadziłem dziewczynę po spotkaniu na kawie do domu. Buzi, buzi. Papa, te sprawy. Odwracam się i lekko przyspieszonym krokiem udaje w kierunku przystanku autobusowego
/Przyspieszony krok spowodowany był godziną 23 i próbą złapania ostatniego autobusu/
Mijam osiedlową pijalkę piwa… Zapite mordy zerkają na mnie spod kufli. Ignoruje to i zarzucam słuchawki na uszy.
Play. Rzeczywistość wokół zaczyna falować w rytmie „Silesi na śląskich bitach”… I nagle przestaje. Cisza /szczekanie psa w oddali/. Co jest? Padła bateria w mp3. To jest. Kurwa...
Lekko podkurwiony idę dalej. I nagle słyszę za plecami:
- Proszę pana.
Przyspieszam. Nie raz dostałem wpierdol, dziś nie mam na to ochoty.
- Proszę pana! – męski głos powtarza swe wołanie z tyłu. Jest coraz bliżej.
Nie odwracam się (mając w pamięci pewną bajkę/baśń).
- Proszę pana!
Nie reaguje. Idę dalej.
Wtem po chwili ręka szarpie mnie za ramie.
Tym razem muszę się odwrócić.
- Czemu pan nie reaguje? – pyta mężczyzna w policyjnym mundurze.
- Myślałem, że ktoś szuka zaczepki – odpowiadam.
- Czemu pan się nie zatrzymał na nasze wezwanie? – pies ponawia pytanie, jakby moja odpowiedź go nieusadysfakcjonowała. Patrzy mi w oczy.
Sam nie jest. Obok stoi dwóch innych. Ich wzrok, przeszywa na wskroś. Brrr...
Ja się uśmiecham, bo nie mam nic na sumieniu .Oni nie. Smutasy.
- Nie krzyczał pan, że policja. – mówię.
- Ma pan jakieś dokumenty?
- Mam.
- Proszę pokazać.
- Ale o co chodzi? Przecież idę sobie spokojnie ulicą.
- Proszę ze mną nie dyskutować..
Ok. Nie dyskutuje. Podaje dowód. Tamten nawet go nieogląda podaje koledze po lewej.
- Proszę teraz wyjąć wszystko z kieszeni spodni.
Policjant z moim dowodem oddala się i mówi coś do krótkofalówki. Ja nic z tego nie kumam, więc mówię:
- Ale o co chodzi, odprowadzałem koleżankę do domu przecież…
- Wiem, widzieliśmy. Proszę wyjąć wszystko z kieszeni – mendziarz ma minę pokerzysty.
- Ale czemu? – nie daję za wygraną.
Policjant przestaje być łagodny:
- Proszę ze mną nie dyskutować. Jest pan podejrzany i zostanie poddany kontroli osobistej..
Buahahahaa – myślę sobie.
- O co podejrzany? – pytam, ale wyjmuje wszystko z kieszeni i kładę na chodniku.
Ten nie odpowiada na pytanie, zamiasta tego mówi:
- Teraz niech pan opróżni kurtkę i położy wszystko na ziemi obok tamtych rzeczy.
W kurtce mam tylko portfel. Wyjmuję go. Pies karze mi go otworzyć. Świeci latarką.
- Teraz proszę otworzyć plecak…
W tym momencie trochę wydygałem… W plecaku mam grube zapięcie do roweru – potężny łańcuch. /Jak mówiłem - za dużo razy dostałem wpierdol... już nie mam na to ochoty.../ Pies świeci latarką, ja obmyślam co powiem… Więc zepsuło się i zanosiłem do naprawy… Pies gasi latarkę. Łańcuch był na dnie plecaka. Nie znalazł go… Uff.
- Teraz proszę się odwrócić i rozłożyć ręce. – mówi chowając latarkę.
Rozkladam ręcę. Maca mnie. Czuję się jak na filmach.
Policjant łagodnieje. Mówi, wskazując na kolegę w oddali z moim dowodem:
- Jeszcze tylko sprawdzimy pana dane i będzie pan wolny.
- Ale o co chodzi? Przecież nic nie zrobiłem.
- Rutynowa kontrola. Był pan podejrzany o posiadanie narkotyków.
- Aha… Dlatego, że mam szerokie spodnie, czy jak? – pytam.
- Nie. Ja też mam szerokie spodnie… Pierwszy raz taka sytuacja? – pyta.
- Nie nie pierwszy. Kiedyś jeszcze przed Cubem jak byłem z kumplami nas sprawdziliście. Ale wtedy pod ścianą trzeba było się ustawić… - mówię /ale to była akcja… przed naszym koncertem piliśmy... i nie tylko piliśmy... ale Opatrzność jednak czuwała… pozdro Mateusz/
- Aha, czyli na ostro… heh… no widzi pan w porównaniu z tamtym to dzisiaj lajcik…
Debil – myślę sobie, ale jestem spokojny. Udany wieczór był przecież…

Epilog

40 minut czekałem, aż sprawdzą moje dane.
I w tym czasie sobie z nimi pogadałem /a konkretnie z tym jednym/. Powiedziałem, że niedawno w sobotę mi rower ukradli i żeby to tych jebańców ścigali, a nie mnie. A tamten na to, że jemu też ukradli rower. I to też w sobotę, ale z piwnicy. Heh. /"Sobota złodziei rowerów" - nowy film DaSici niedługo w kinach ;/
Zapytałem czy widział "Raport Mniejszości" Spielberga, on że tak i uśmiechnął się mowiąc, że takich możliwości jeszcze nie mają... ale chcieliby… heh... A czy „Pitbula”? Nie widział niestety, ale obejrzy.
Młody chłopaczyna…
Opowiedziałem mu o spoko policjantach z Warszawy, gdzie nie spisali nas za picie piwa pod Pałacem Kultury /patrz post: Sen o Warszawie /Warsaw by night/. Uśmiechnął się i burknął w żarcie: no tak tutaj to, co innego niż Warszawa. Heh. Twardziel.
A tamten z krótkofalówką w oddali ściskając ją w dłoni nie może się połączyć z centralą.
A my gadamy dalej. O juwenaliach w Łodzi w 2004 roku... itd.
Po chwili mój interlokutor podchodzi do tamtego z krótkofalówką i mówi, że odpuść. Odwołaj. A tamten, że nie, że jeszcze chwila. I nie daje za wygraną przez następne 20 minut. Mam mordę gangstera, czy jak?
Mówię:
- Widzę, że kolega nie daje za wygraną.
- Ta. Uparty jest. Jeszcze trochę cierpliwości...
- Nie chcę go martwić, ale traci czas - mówię.
I stracił. Ja też...
Przeprosili i poszedłem do domu.
Pieszo. Bo już na ostatni autobus nie dane było mi zdążyć...

Wnioski

Powiem Wam, że ten koleś gdyby nie to, że jest psem mógłby być moim ziomkiem, bo spoko nam się gadało /może, dlatego, że miałem dobry humor – pozdro Emilka/.

I tak się zastanawiam np. czy policjanci słuchają polskiego rapu? Może jak słyszą CHWDP to tłumaczą sobie ten skrót nieco inaczej /patrz postscriptum postu: CHWDArtystom/. Może…

Tak sobie myślę, że ten pies co ze mną gadał słucha.
Ale ja za dużo myślę.
/Innymi słowy: nienawidźmy się, ale mimo to szanujmy/
Pozdro.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

fajnie piszesz, czyta się jak opowiadanie.

Anonimowy pisze...

policjant też człowiek^^