16 czerwca 2009

BAŚŃ O TANEI W WIEŻY ZAMKNIĘTEJ

...do czytania na głos komuś przez kogoś...


1.


Dawno dawno temu pewna piękna dziewczynka, nosząca imię Tanea, w wieku 12 lat została sierotą..

Smutek i żal był tak głęboki (warto nadmienić, że była ukochaną córeczką rodziców), że uciekła z rodzinnego domu, zostawiając pogrążonych w żałobie braci.

Dniami i nocami włóczyła się po lasach, aż kompletnie zabłądziła. Chciała wrócić do domu, lecz nie wiedziała którędy. Pytała sarenki o drogę, lecz te znały tylko język elficki, ludzkiego ni w ząb, więc patrzyły na nią jedynie swymi pięknymi ślepiami, załamane że nie mogą jej pomóc (gdy Tanea spała kładły się obok i przytulały ogrzewając ją, nie chciały jednak się zdradzać, że tak spoufaliły z człowiekiem, więc gdy tylko dziewczynka się budziła, uciekały w las. Tanea o tej opiece zwierząt nic nie wiedziała, czasem dziwiła się tylko, że obok mech jest równie wymięty, jak w miejscu w którym spała, bagatelizowała jednak ten fakt).

Dużo płakała. Czuła się sama, a żal i lęk ją zżerał. Pewnego dnia poczuła taką bezradność, że postanowiła skończyć z tym wszystkim i utopić się w pobliskim jeziorze. Nie pomyślała o innych, myślała wyłącznie o sobie, na myśl jej nie przeszło, że jej śmierć sprowadzi smutek i żal jej braci, co w konsekwencji może przyczynić się również do ich śmierci (nadmienić należy, że Tanea w języku elfickim oznacza „upajająca się sobą”).
Nie myśląc chwili dłużej rzuciła się do wody.

Woda wlała się w płuca. Tanea topiła się i nie chciała przestać.

Traf chciał, że obok jeziora przejeżdżał hegemon tego lasu zwany Szaq. Zobaczył topiącą się dziewczynę i rzucił na ratunek. Szaq był potężnie zbudowanym mężczyzną, wysportowanym, więc bez problemu w kilka sekund wyłowił dziewczynę z jeziora. Wyciągnął ją, położył na piasku. Tanea krztusiła się. Wypluła całą wodę. Szaq uśmiechnął się. Dziewczyna żyła.

Ona nie odwzajemniła jednak uśmiechu. Bała się go. Szaq niewiele myśląc wziął dziewczynę na barana i zaczął nieść, choć ta machała rękami i nogami i wzbraniała się z całej mocy. Doszli do posiadłości Szaqa, którą była wysoka wieża w środku lasu. Nabył ją niegdyś od pewnego Maga.

Szaq nakarmił dziewczynę i ułożył do snu. Nie odzywali się do siebie.
Co tu dużo ukrywać Szaq zakochał się w dziewczynie, był samotnikiem pośród lasu. Jego samotnym władcą. Patrzył jak śpi, aż w końcu sam zasnął. Gdy się obudził, Tanei w łóżku nie było.

Uciekła.

Szaq rzucił się w pogoń. Znalazł ją przy owym jeziorze w którym chciała się utopić. Znów próbowała to uczynić. Tym razem mężczyzna zdenerwował się, nie wykazał ludzkich odruchów. Uderzył dziewczynę z całej siły. Polała się krew. Tanea upadła zemdlona. Szaq zaniósł ją do swojej wieży i zamknął na ostatnim piętrze na cztery spusty.

2.

Mijały lata. Dziewczyna osiągnęła pełnoletność. Zamknięta w wieży codziennie dostawała od Szaqa jedzenie. Gdy próbował ją pocałować, ta wzbraniała się, więc bił ją. Wtedy ulegała.

Nie rozmawiali ze sobą, ale z jednej strony cierpiała, z drugiej strony miała dobrze. Nie musiała nic robić, niczym się martwić. Miała opiekę. Zaczęło jej się to nawet podobać.

Gdy jednak Szaq wyjeżdżał na polowanie dziewczyna pragnęła uciec. Uwolnić się. Okno w wieży było zakratowane. Czytała jednak bajki, więc wiedziała co robić: chusteczką (tą samą którą ocierała twarz za każdym razem gdy bił ją Szaq) machała przez okno.

Co jakiś czas pojawiali się książęta z bajki na pięknych rumakach. Ich blond włosy targał wiatr. Wdzierali się do wieży, lecz gdy tylko tam byli Tanea zmieniała zdanie, nie chciała być uwolniona przez nich, więc zamiast ją uwalniać dawali jej tylko przyjemność.

To jej wystarczyło. Dobrze jej było w wieży tak naprawdę, więc tylko bawiła się nimi pod nieobecność Szaqa. Książęta błagali, płakali by z nimi jechała, że jest wspaniała, że dadzą jej królestwo, że dadzą jej wszystko. Tanea uśmiechała się i sadystycznie za każdym razem mówiła „nie”. Czerpała rozkosz z ich łez, to dawało jej siłę na przetrwanie w wieży. Miała kompanów od smutku. "Skoro ja cierpię, niech oni też" - myślała.

W końcu zaczęły powstawać wokół wieży namioty z księciami. Bili się między sobą. Grozili, że skończą jeśli nie wyjdzie do nich. Tanea miała niezły spektakl i nieraz biła brawo sama do siebie...

Raz na jakiś czas udawała, że pozwoli któremuś z nich się uratować, płonne to były jednak nadzieje. Wykorzystywała ich uczucia i z zimną krwią chowała z powrotem w celi, a tamci zalani łzami wracali do swych namiotów.

Tanea nie miała nic przeciwko temu, dobrze jej było w wieży i tak naprawdę nie chciała być uwolniona z niej. Tak naprawdę wciąż i wciąż czekała na Szaqa, który dawał jej bądź co bądź poczucie bezpieczeństwa.

Gdy Szaq przyjeżdżał namioty zostały zwijane w popłochu. Wszyscy książęta uciekali gdzie pieprz rośnie w strachu przed Szaqiem, który to nic o nich nie wiedział. Myślał, że tylko on jest właścicielem Tanei. – Majn, majn – powtarzał. Dziewczyna nawet uśmiechała się, gdy tak mówił. Czuła, że jest jego własnością. Należy mu się. Co prawda nie bardzo go lubi, ale jest mu to winna...

Kiedy Tanea uśmiechała się do niego w Szaqu rosła miłość. Postanowił nawet któregoś dnia dać jej posmak wolności. Odtąd zaczął zabierać na przejażdżki. Dziewczyna zaczęła z nim wychodzić z wieży.

Wreszcie przypomniała sobie jak wygląda las, sarenki, wzgórza, pagórki. Za każdym razem jednak Szaq z powrotem zamykał ją w wieży. To powodowało w niej smutek. Dotknęła na moment wolności i znów była zamknięta.

Szaq nie rozumiał tego jednak. Przecież dawał jej tyle – a ona była smutna. Chodził wkurzony i wrzeszczał:

- Uśmiechnij się! – krzyczał i uderzał.

Za każdym razem jednak potem przepraszał ją. Dawał prezenty.
Wtedy uśmiechała się.

Szaq zaczął myśleć, że tak musi być. Bił a potem przepraszał. Wtedy się uśmiechała! Super! Tanei też zaczęło się to podobać. Prowokowała by tak robił. Była smutna. Ten bił ją, a potem był na jej rozkazy, bo miał wyrzuty sumienia.

Można by w tym momencie już napisać i żyli długo i szczęśliwie, ale chyba jednak coś w tej bajce jest nie tak... więc lećmy dalej..


3.

Pewnego razu Szaq wyjechał na polowanie i długo nie wracał. Zamknięta w wieży Tanea tęskniła za nim... Za nim, albo za przejażdżkami. Za wolnością, którą przecież jej dawał. Znów machała chusteczką. Pojawiali się książęta.

Tanea tym razem jednak chciała się z wieży wydostać i może odszukać Szaqa.

Jednak tym razem książęta byli przygotowani do gry. Plotki po królestwach rozniosły się bardzo szybko. Nie przychodzili jej uwolnić...

Jeden z książąt przybył, dał jej frajdę i jak gdyby nigdy nic odszedł i zamknął wieżę, sam z siebie. Nie zdołała nawet krzyknąć za nim. Kilku tak zrobiło.

Błagała, że tym razem naprawdę chce być uwolniona, a oni tylko mrugali do niej okiem („jasne jasne, maleńka”) i znikali.

Straciła kompletnie nadzieję.

Beznadziejne były próby machania chusteczką, które wykonywała. Wiedziała o tym, więc gdy tylko przywołała jakiegoś księcia, chowała się w wieży, w najciemniejszym kącie. Książęta szukali jej, ale nie mogli znaleźć.

Zostawiali zatem dary, które przywieźli ze sobą.

Gdy odjeżdżali Tanea delektowała się prezentami które zostawiali. To jej tylko zostało, uśmiechała się wtedy i znów machała chusteczką.

Książęta jednak przestali przybywać, bo zaczęli myśleć, że w wieży jest po prostu duch. Iluzja. Tanea została sama.

Smutek i żal jaki odczuła niegdyś jako dziecko zabłąkane w lesie powrócił. Nie było Szaqa, nie było książąt, nie było prezentów. Znów była sama. Chciała z tym skończyć.
Wzięła jeden z prezentów – lusterko, rozbiła je. Ostry koniec szkła przyłożyła do krtani i....

- Zaczekaj! – usłyszała głos.

„Nie dobrze, ze mną” – pomyślała - „zaczynam słyszeć głosy”. Myślenie to utwierdziło ją by pchnąć zaostrzony koniec.

- ZACZEKAJ!!! – głos znów zagrzmiał tym razem sto razy głośniej – Spójrz w dół!

Dziewczyna odłożyła szkło i spojrzała na podłogę w wieży. Przy ścianie była wyrwa w podłodze, z której dobiegało światło. Czemu wcześniej tego nie widziała?

Tanea położyła się na podłodze i zajrzała przez wyrwę (ta część podłogi jako jedyna, rzec można 1/10 pomieszczenia, była zrobiona z drewna, reszta z betonu – a wyrwa ta wyglądała jakby ktoś... wyjadł część tego drewna!).

To kogo ujrzała sprawiło, że po raz pierwszy od dawien dawna uśmiechnęła się.
Pod jej pomieszczeniem w podobnej sali więziennej leżał... bóbr. Najprawdziwszy z prawdziwych bóbr!

Leżał i zajadał się drewnem, jakby palił papierosa.

- Kurka, ciężko było wspiąć się po tych ścianach i wreszcie wyjeść kawałek podłogi, by móc z tobą pogadać – powiedział ludzkim głosem Pan Bóbr! (a więc jednak to nie był chwyt z baśni ta wyrwa! On wyjadł drewno! Ha!)

- Chyba zwariowałam – rzekła Tanea.

- Nie skądże znowu! – powiedział bóbr. – to magiczna wieża przecież. Nie wiedziałaś, że Szaq wziął ją od Maga? W magicznej wieży chyba normalne, że bobry gadają ludzkim głosem.

Bóbr schrupał drewno i beknął.

- Na zdrowie. – odparła Tanea i uśmiechnęła się po raz drugi, od dawien dawna.

- A dziękuję. Pewnie zastanawiasz się co tu robię. Otóż jestem tu zamknięty tak samo jak ty, problem w tym że ty masz lepiej, bo ja będę waszym pożywieniem, gdyby nadszedł kryzys. Szaq mnie tu trzyma na czarną godzinę. Nie wie że gadam po ludzku. No ale dość o mnie, co ty chciałaś zrobić, dziewczyno? Rzucić się z wieży, że tak to metaforycznie ujmę?

- Coś w tym stylu.

- Oszalałaś? Przecież są kraty. – rzekł bóbr i wstał – Dobra, kiepski żarcik. Opowiem ci bajkę, chcesz?

Tanea uśmiechnęła się po raz trzeci od dawien dawna.

I tak oto przez wyrwę w podłodze zaczęła rodzić się przyjaźń między bobrem a Taneą. Rozmawiali długo i tematy się nie kończyły, mogliby tak rozmawiać i rozmawiać. Tanea wreszcie się śmiała, bóbr też.

W pewnym momencie jednak zaczęła stosować technikę jak do książąt. Przestała się odzywać do bobra. Bóbr poczuł się bardzo samotny, zagadywał ale nic. Ściana milczenia. Po pewnym czasie usłyszała, że bóbr płacze... Bóbr płakał i mówił przez bobrowe łzy:

- Cierpię, że nie chcesz ze mną rozmawiać, ale ofiaruję to cierpienie elfom, którzy kiedyś w wojnie światów cierpieli za ludzi i dzięki cierpieniu ich odkupili...

Nie wiadomo czy pod wpływem łez bobra, czy tego co mówił, czy tego, że jej również brakowało rozmów z bobrem i jego bajek - Tanea znów zaczęła się do niego odzywać. W końcu to nie był książę tylko zwierzę, więc żal jej było zwierzaka.

Znów rozmawiali. Znów uśmiechali się.

Aż do momentu, gdy Tanea przez okno zauważyła, że wraca Szaq w oddali. Po raz pierwszy w życiu poczuła, że nie chce by wrócił. I wtedy przypomniała sobie, że bobrowi grozi niebezpieczeństwo, że ma być zjedzony!

Bóbr wtedy spał.

- Bobrze, bobrze! – krzyknęła. – Szaq wraca!

Bóbr ziewnął.

- Nie cieszysz się? – spytał.

- W sumie się cieszę. – rzekła. – ale co będzie z tobą?
Po raz pierwszy w życiu, elfickie znaczenie imienia Tanea nie miało racji bytu. Po raz pierwszy pomyślała o kimś innym, niż o sobie.

- No co? Pewnie mnie zjecie niebawem – powiedział bóbr i zasmucił się. – Ech, taki los bobra, choć pamiętam czasy, kiedy nim nie byłem... Ech...

- Jak to nie byłeś? Dobra nie ma czasu! – Tanea wstała i zaczęła grzebać w prezentach.
Zaczęła działać. Jednym z prezentów, które dostała od księcia (który przybył na rumaku o wdzięcznym imieniu BMW) była lina (podobno książęta na takich rumakach nie myślą zbytnio i akurat widać ten też nie należał do lotnych i nie przewidział, że są kraty w oknach i człowiek się nie przeciśnie, ale bóbr da rade! – pomyślała Tanea).

Rzuciła linię przez wyrwę.

- A nie dziękuję, już jadłem śniadanko. – rzekł bóbr.

- Nie idioto! Wyrzuć to przez okno i uciekaj!

- Wiem wiem, znów kiepski żarcik. Ale ja nie chcę uciekać, chcę z tobą rozmawiać.
- Porozmawiamy jeszcze kiedyś. Obiecuję. A teraz idź!

Bóbr wziął linę. Wyrzucił przez okno, przecisnął się przez kraty i zręcznymi łapkami chwycił liny.

- Czy mam przyjść i cię uwolnić? – spytał na odchodnym.

- Nie bobrze, dzięki za rozmowy. Dobrze mi tu w tej wieży. Taka prawda, ale dziękuję – powiedziała Tanea.

- OK. Jak chcesz – rzekł bóbr – Niech elfy mają cię w swej opiece. I nie rób głupstw.

- Dobrze, panie bobrze – obiecała, poczym przesłała buziaka bobrowi z otwartej dłoni. Bóbr uśmiechnął się i westchnął poczym zsunął się po linie z wieży i uciekł do pobliskiego lasu. Był wolny.

***

Szaq wrócił do wieży i o dziwo zastał Tanee uśmiechniętą. Wziął ją na kolejną przejażdżkę.

Tanea jednak miała w pamięci bobra i rozmowy z nim, a przede wszystkim moment w którym sama zadziałała, w którym nikt jej nie wyręczył, w którym poczuła, że naprawdę istnieje, w którym uwolniła bobra.


4.

Minęły lata i Szaq znów wyjechał na polowanie.

Tanea machała chusteczką, pragnęła by bóbr znów z nią rozmawiał. Błagała elfów by to on przyczłapał na swych małych łapkach. Niestety ani śladu bobra. Tylko dwóch książąt się pojawiło.

Nawet prezentów od nich nie chciała, wyrzuciła przez okno. Chciała by to bóbr przyszedł...

Płakała.

Pewnego razu we śnie pojawiły się elfy, które rzekły:

- Jak wróci Szaq sprawdź jego miłość i szukaj tego czego ci brakuje!

Rzekły po elficku, ale Tanea zrozumiała, w końcu elfickie imię miała. Również po elficku odparła (dziwiąc się, że zna ten język, ale w końcu to sen był):

- Ale ja się boję...

- Nie lękajcie się. – odrzekły elfy – Alejalahtale, zmów tę elficką modlitwę, za każdym razem gdy będziesz się bała.

Tanea obudziła się zlana potem, ale szczęśliwa.

Wiedziała co ma zrobić.

Gdy Szaq wrócił z polowania rzekła do niego:

- Jeśli mnie naprawdę kochasz wypuść mnie z wieży na zawsze. Jeśli będę chciała wrócę...

Szaq był wstrząśnięty, niezmieszany, już chciał ją uderzyć, wziął zamach, ale powstrzymał się... Łza spłynęła mu po policzku. Przypomniał sobie małą zagubioną dziewczynkę, którą uratował dawno temu.

Otworzył na oścież drzwi.

- Jesteś wolna. – odparł.

„Jakie to było proste” – pomyślała Tanea i nie wierzyła własnym oczom. Wybiegła z wieży.

5.

Po kilku krokach chciała wrócić. Bała się tego lasu. Tym razem na „przejażdżce” była sama, nie wiedziała którędy iść, lęk ją paraliżował....

„Alejalahtale” – rzekła na głos, stwierdzając, że to strasznie głupie... lecz wtedy właśnie, właśnie wtedy po zmówieniu tej elfickiej modlitwy - na horyzoncie zobaczyła sarny! Jeszcze przed chwilą ich nie było! – nie wierzyła własnym oczom.

Szły w jednym kierunku. Zaczęła iść za nimi pokonując strach. Nie wierzyła, że to się dzieje, ale dzięki sarnom dotarła do swej rodzinnej miejscowości, z której niegdyś uciekła.

Pierwsze co postanowiła to odwiedzić swoich braci, których lata nie widziała.

Jakże się ucieszyli jak ją zobaczyli.

- Wiedzieliśmy, że jesteś pod dobrą opieką u Szaqa, więc nie szukaliśmy cię. – powiedział starszy brat przytulając siostrę - Ale co ty tu robisz? Uciekłaś od Szaqa?

- Tak – odparła i zawstydziła się.

- Nie dobrze – rzekł młodszy. – Szaq był taki dobry dla ciebie. Coś ty zrobiła? Wracaj do niego i przeproś! Koniecznie! Niedługo mieliśmy z wami zamieszkać, a ty takie rzeczy robisz! – brat był zły za nieodpowiedzialność siostry.

- Widzieliście może bobra mówiącego ludzkim głosem? – spytała znienacka.

Bracia spojrzeli po sobie:

– Nie dobrze z nią - szepnął jeden do drugiego.

Chwycili siostrę.

Zaczęli iść z nią w stronę wieży Szaqa.

Tanea krzyczała, błagała by ją puścili, błagała, że nie chce tam wracać. Bracia więc ulegli, bo nie mogli znieść tego krzyku. Postawili ją.

- Rób co chcesz – powiedział starszy.

Młodszy był obrażony, więc nic nie powiedział.

- Miło było was widzieć – rzekła Tanea przez łzy i odeszła.


6.

Czytała kiedyś w legendach, że ze zwierzętami mogą rozmawiać tylko elfy. Postanowiła pójść do ich osady, choć żaden śmiertelnik nigdy nie odważył się tam zapuszczać.

Elfy siedziały przy ognisku i paliły fajki pokoju.

- Czekaliśmy na ciebie - odparły chórem.

Jeden z nich wstał i dał jej zawiniątko.

- Bóbr prosił byśmy ci to przekazali.

Tanea otworzyła przesyłkę. W środku była książka a w niej o dziwo ta oto baśń, którą tu czytacie!

.

[do tych słów, następnych zdań już nie było]

.

Po słowach „w środku była książka, a w niej o dziwo ta oto baśń, którą tu czytacie!” była pusta strona.

I mapka.

Tanea zaczęła iść jak mapka wskazywała. Elfy pobłogosławiły ją na drogę, dały prowiant i obiecały modlić za nią. Dziewczyna podziękowała i ruszyła w drogę.


7.

Oszczędźmy w tym miejscu czytelnikom, jakich trudów musiała zaznać Tanea by trafić w miejsce zaznaczone na mapie. Było strasznie strasznie ciężko, ale modlitwa elfów działała.

Pokonała setki przeciwności by znaleźć drzewo przy rzece, w której rezydował Pan Bóbr.

Gdy dotarła do tego miejsca słońce chyliło się ku zachodowi pokrywając rzeczywistość czerwienią zmieszaną z kolorem żółtym, a Tanea strasznie strasznie zmęczona...

Bóbr spał i chrapał.

Na widok bobra wszelkie zmęczenie uciekło z Tanei. Rzuciła się na niego i przytuliła mocno.

Bóbr otworzył zdziwiony oczy i uśmiechnął się.

Tanea zaczęła go całować. Był to moment w którym po raz pierwszy przytulili się do siebie, bo wcześniej tylko rozmawiali.

I w tym momencie nastała jasność.

Co prawda bóbr nie był żabą, a to zwykle w baśniach żaby przechodzą metamorfozy, jednak ta baśń jest bardziej oryginalna i to właśnie bóbr pod wpływem pocałunku Tanei zamienił się w... człowieka!

Jasność zniknęła, a przed Taneą zamiast bobra siedział mężczyzna. Była przyzwyczajona do widoku książąt z bajek, więc najpierw nie poznała, że to człowiek, myślała, że to przerośnięty zwierz, ale szybko zdała sobie sprawę z pomyłki. Był to po prostu zarośnięty, przy kości mężczyzna, który uśmiechał się do niej:

- Filip Bober, bajkopisarz, miło mi – rzekł i ukłonił się. – odczarowałaś urok rzucony na mnie, Taneo. Zły Mag zamienił mnie kiedyś w bobra w tej wieży, bo nie podobały mu się moje bajki. Cenzor pieprzony! Był zły a ja pisałem bajki o dobru, elfach itd. Kapujesz?
Tanea skinęła głową.

- Dziękuje ci – odparł Bober. - dzięki tobie, znów mam ręce i mogę pisać. Tą bajkę dzięki której tu dotarłaś musiałem dyktować, ech.

- I wzajemnie, ja też dziękuję – powiedziała Tanea.
Przytuliła się do niego, rozmawiali krótko, bo Tanea szybko usnęła ze zmęczenia i szoku.


8.

Gdy rano się obudziła Filipa Bobera nie było. Na miejscu w którym spał leżała książka, dzięki której trafiła tu. Tanea otworzyła książkę, pod mapką o dziwo był dalszy ciąg tej baśni, czyli powyższe słowa i dalej:

„Tanea była szczęśliwa. Pokonała taki kawał drogi sama! Tyle przeciwności. Nie potrzebowała już więcej ani Szaqa, ani bobra, ani książąt. Była dumna z siebie. ‘Co za głupota te bajki o księżniczkach - myślała - <że niby ratują je rycerze i książęta, przecież one same się mogą uratować!> (Don`t need a hero - śpiewała w duchu i nie wiedziała, że jej myślenie w owych czasach stanie się podstawą do stworzenia baśniowych organizacji femistycznych pod hasłem: "Precz z księciami i ich mieczami!"). Wieża była zła, wieża uzależniała, wciągała, to przez Złego Maga, który ją wybudował. Tanea pokonała wieżę, była dumna z siebie, również dlatego, że pomogła komuś, kto jej pomógł. Poczuła, że to ona może decydować, że nie ogranicza ją wieża, że nie musi więcej bać. Że może robić co chce. Jako odrębna istota ludzka nie potrzebuje już chusteczki by machać i przywoływać książąt, że może sama do nich pójść (na prezentach były adresy zwrotne, których nauczyła się na pamięć). Może też wrócić do Szaqa, ale do Szaqa a nie do jego Potężnej Wieży. Albo znów odnajdzie bobra... eee.. Bobera i napiszą razem bajkę? (coś tam przecież pisała na ścianach w wieży, ale raczej smutne historie, choć ponoć takie najlepiej się sprzedają...) Możliwości było wiele, najważniejsze, że uświadomiła sobie, że los jej zależy od niej samej, że nic samo nie przyjdzie, że mogą być tylko drogowskazy. Jednak w tym momencie wiedziała już jak obierać właściwy kierunek. Tanea czuła wolność.”

Dziewczyna przestała czytać i zamknęła księgę. To wszystko było prawdą. Wyciągnęła chusteczkę, którą machała w wieży. Wytarła o nią łzy radości i... dopiero teraz zauważyła, że było na niej wyhaftowane żółte słoneczko. Tanea wyrzuciła chusteczkę zamaszystym ruchem. Po chwili uczyniła to również z księgą od bobra. Nie chciała więcej czytać i myśleć o sobie. Chciała myśleć o innych. Pierwszym co postanowiła to zrobić prezent każdemu kto próbował jej pomóc. Alejalahtale. Nie bała się tego.

- Ale najpierw przygarnę ze schroniska psa - pomyślała i uśmiechnęła się, a odtąd uśmiech z jej twarzy nie schodził i czuła wcale niewątpliwą przyjemność z tego faktu.

Była wolna i chciała tą wolność dać innym. Odtąd przestała nazywać się Tanea, przybrała imię Anatea, co po elficku oznacza "poświęcająca się innym". Tak było.


Warszawa/Łódź 13-16 czerwca 2009 r.

txt & grafika - copyrights 2009 wydawnictwoaudiowizualne.pl


Pod wpływem: Duch Św. (miłość) + Tymbark wiśniowo-jabłkowy (z fajnym napisem na kapslu pod spodem) + 2,5 paczki fajek dziennie.


P. S. Pewnie mi nie uwierzycie, ale miałem straszne problemy, by tą bajkę umieścić na blogu. Zło nie śpi. Alejalahtale. Pozdro.

1 komentarz:

m. pisze...

fajne ilustracje ;)