25 września 2009

Pustynia

Pustynia, można by rzec biblijny leitmotiv. Występuje w niej kilka razy, zarówno w Starym jak i Nowym Testamencie.
Ma też swój symboliczny charakter, pojawia się bowiem w życiu każdego człowieka. Pustynia, która nas dopada w życiu to stan ogołocenia, zabrania łaski przez Boga, to moment, w którym nie czujemy Jego obecności, w którym jesteśmy zdani na samych siebie, w którym nasilają się pokusy (podobnie jak w Nowym Testamencie - Chrystus kuszony na pustyni). To okres smutku, łez, poczucia bezradności.
To również moment wezwania do pełnego zawierzenia lub odwrócenia. To moment określenia samych siebie.
Do tej pory mogliśmy wierzyć w Boga, ale nie całkowicie, nie oddawać się w pełni, lub nie wierzyć i przyjmować zasadę praktycznego ateizmu, który nie oznaczał bluźnierstwa wobec Boga, tylko negacje. W jednym i drugim przypadku byliśmy letni...
"Bądźcie zimni, albo gorący - letnich wypluje z ust mych"
Po to jest pustynia, byśmy się określili. Gdy przejdziemy przez naszą pustynie nie będziemy letni, wybierzemy jedną z dwóch dróg: pełna wiara, lub bluźnierstwo, ale nie letniość.

Wybierzemy:
A. Bycie zdanych na siebie, swoje ciało, działanie, bycie Bogiem, stwierdzenie "raz się żyje". Od tej pory zaczniemy karmić na maksa swoje Ego mówiąc że to my rządzimy światem, zaczynając śmiać się z osób wierzących, negując, wyśmiewając wiarę, stwierdzając że jesteśmy lepsi, bo nie tkwimy w iluzji (bluźnierstwo)
B. Zdanie na los od Boga, przestrzeganie całkowite Jego przykazań, uświadomienie sobie naszej marności, chęć działania na drodze do świętości. Nic bez Ciebie, wszystko bez nas (wiara).

Nie muszę chyba pisać, że jedna z tych dróg prowadzi do potępienia, druga do zbawienia. Pustynia natomiast to okres życia, w którym wybierzemy jedną z tych dróg - miłość do samych siebie, lub miłość do Boga i innych.

Pustynia to także moment sprawdzenia wiary dla tych którzy ją mieli.
Najwyraźniejszym przykładem pustyni w popkulturze, by nieco przybliżyć sprawę w kontekście współczesnym jest film pt. CUBE. Bohaterowie filmu nie wierzyli, że moment, w którym są jest przejściowy, że ktoś nad nimi czuwa, że trzeba wierzyć... Zaczęli polegać na sobie, panikować, że to już koniec, stracili wiarę, przestali współdziałać - co doprowadziło do tragedii między nimi. Jedynie osoba upośledzona, która nie karmiła swojego Ego, nie chciała być najlepsza - w finale filmu opuszcza sześcian, symbolicznie wychodząc w biel...

Czasem zatem pewne sprawy trzeba przeczekać. I nigdy nie tracić wiary. Wiem coś o tym.
Życzę wszystkim wytrwania na ich pustyni - wiary, miłości, nadziei. Dla wielu dziś to niestety puste słowa. Więc czasem trzeba przypomnieć, że przecież "Na początku było Słowo".
Pozdro.