15 maja 2009

Premiera komiksu NEMEZIS

Wydawnictwo Nemezis zaprasza do udziału w premierze antologii komiksów pt. Nemezis, która odbędzie się 30. maja w łódzkim EMPiKu w Manufakturze, zaś 6. czerwca w EMPiKu w Silesia City Center w Katowicach g. 14-17 (potem impreza w Oko Miasta - Rondo Sztuki g. 21)
Podczas imprez odbędą się:

  • spotkanie na temat kondycji polskiego komiksu
  • konkursy
  • prezentacja komiksu

11 maja 2009

(s)pokój

"Największym wrogiem człowieka jest on sam" - głosi napis na początku filmu "Revolver" Guy`a Ritchiego. Film ten bez narzucenia siatki interpretacyjnej jaka zawarta jest w tej początkowej sentencji wydaje się pozbawionym sensu thrillerem. Gdy jednak zaczniemy go oglądać metaforycznie, szczególnie w trudnych sytuacjach życiowych, może nam pomóc. Symbolizuje on bowiem walkę człowieka, jaką bezustannie toczy z samym sobą...

Ostatnio chyba zrozumiałem, na czym polega ta walka. By Wam to wytłumaczyć muszę powołać się na jeszcze jeden cytat tym razem z poematu Fryderyka Nietzsche "Tako rzecze Zalatustra", który brzmi: "Człowiek jest linią rozpiętą między zwierzęciem a nadczłowiekiem". Bezustannie toczymy walkę między naszymi zwierzęcymi popędami, a tym co w kulturze nazywa się człowieczeństwem. Między atrakcjami zmysłowymi, a duchowymi, między seksem, a przytuleniem, między agresją, a pokojem. Przez tą walkę nie możemy zyskać statusu nadczłowieka. Powinniśmy być jednym, albo zwierzęciem, albo "człowiekiem". Nietzche co prawda twierdził, że nie można być człowiekiem, że jest się tylko zwierzęciem, że powinno się odrzucić "człowieczeństwo" i być tylko zwierzęciem i chyba między innymi przez to stał się uznany za prekursora hitleryzmu... Jednak czy hitlerowcy będąc zwierzętami, rzeczywiście byli nadludźmi? Wiem, że to wyda się idealistyczne dla wielu co teraz powiem, ale ostatnio zacząłem rozumieć, że to odrzucenie zwierzęcości prowadzi do tego co można określić "nadczłowiekiem".

Nasza zwierzęcość to produkt uboczny człowieczeństwa. Wcześniej wydawało mi się, że rzeczywiście "będę Bogiem" jeśli będą mną władać instynkty zwierzęce, zmysłowe doznania. I może tak było faktycznie parę razy, ale za każdym razem był to stan tylko chwilowy... Iluzoryczny. Tylko na chwilę możesz się stać Bogiem, a potem czar pryska. Możesz się najebać i będzie ci się wydawało, że potrafisz wszystko, jesteś bardziej otwarty, tryskasz humorem, chcesz pić więcej i więcej, bo przecież jest tak zajebiście, bo przecież jesteś Boooogiem yeah!!! Ale.... ale... gdy nadejdzie kac... WIELKI KAC ! Głowa boli, rzygać ci się chcę, wszystko jest do dupy... więc idziesz i klin klinem, znów pijesz, i znów jesteś bogiem... Nadczłowiekiem. Znów kac... No to znów pijesz... I tak alkohol dostaje się do organizmu i musisz pić by żyć... zostajesz alkoholikiem. Zanikają ci komórki nerwowe, przestajesz być człowiekiem, zapominasz słów, bełkoczesz, stajesz po prostu zwierzęciem. Iluzja bycia nadczłowiekiem, bogiem - tego chwilowego stanu z hitowego utworu "Paktofoniki" prowadzi do osiągnięcia odwrotnej, niż zapowiadała (jak to iluzja) obietnicy.

Ale wracając do walki z samym sobą. Ostatnio osiągnąłem niesamowity spokój. To niesamowite, ale stałem się innym człowiekiem, gdy uświadomiłem sobie z czym trzeba walczyć. Do tej pory walczyłem z zasadami moralnymi, bo twierdziłem, że są narzucane przez kulturę, czy religię. Do tej pory myślałem, że o nadczłowieczeństwie decyduje zwierzęcość właśnie a głupie zasady dobra i zła są iluzją. W tej chwili wydaje mi się, że trzeba odwrotnie. To ze zwierzęcością tkwiącą w człowieku musimy walczyć by zyskać prawdziwe nadczłowieczeństwo. To doznania zmysłowe winne być odrzucone na rzecz duchowych, bo przecież te duchowe też mogą dawać przyjemność i to wcale nie wątpliwą jak wcześniej myślałem... Ta metamorfoza dała mi niezwykły spokój. Ja po prostu przestałem potrzebować zwierzęcych doznań. Idąc ulicą, gdy widzę fajną niunię ze zgrabnym tyłkiem nie wyobrażam sobie jak pieprzymy się u mnie w domu, bardziej interesuje mnie co w niej się kryje poza tą powłoką cielesną, jaka jest, czy ma poczucie humoru, czy ma coś w swojej głowie interesującego. Seks z głupią, ale niesamowicie piękną dziewczyną nie sprawiłby mi przyjemności. Popęd może być dopełnieniem, czegoś większego a nie istotą jestestwa. Wiem wiem, wszyscy powiedzą pojebało go, ale życzę tym wszystkim takiego stanu. Bo to coś w rodzaju daru, który otrzymałem.

Przyczyniło się do tego pewne zdarzenie w pewnym miejscu, nie powiem, gdzie, bo już wszyscy pomyślą, że zwariował, ale jeśli ktoś chce wiedzieć i czuje potrzebę na taką przemianę (choć idąc tam wcale jej nie pragnąłem) - niech wyślę mi maila i poda swoje miasto oraz uzasadni swą chęć odeśle pewnego linka z informacją o takich miejscach i wydarzeniach w nich - neivil@gmail.com

Postcriptum:
Z tą zmianą wiąże się nie tylko spokój ale też pokój właśnie. Generalnie odrzucając zmysły i walcząc z nimi (choć ta walka nie jest już taka trudna jak wcześniej, bo czuję wsparcie spoza materialnej rzeczywistości - coś jak ten plakat filmu obecny teraz wszędzie w miastach: "Angeles & Demons") zacząłem chcieć czynić dobro. Dlatego też przepraszam wszystkich, których obraziłem w tym blogu, albo skrzywdziłem w swoim życiu... Zniknął na zawsze diss na Raha. Zniknął utwór "Femme fatale". Zamiast walki - pokój. To daje prawdziwy spokój. Pozdro.