11 października 2007

Cudowny napój / fate drink /

Plan filmowy przygotowany. Światła rozstawione. Pomost specjalnie na potrzeby owej etiudy studenckiej wybudowany. Można iść spać, by nazajutrz raniuteńko wstać.

Pobudka.
5 rano. Świta.

Wstajemy. Jedziemy do Domu Dziecka po młodego 10-letniego aktora. Wybrałem go z bidula, żeby trochę ubarwić życie biedakowi, a taki plan filmowy to raczej przeżycie niezapomniane do końca życia. Wszystko ustalone z dyrektorką, więc lajcik. Fajny nastrój, no może oprócz przytłaczającej wszech i wobec senności niszczonej łapczywymi łykami Coca-coli (to nie o tym napoju będzie mowa, ale macie racje ten post to wredna kryptoreklama, niczym w filmie „Pearl Harbor” oddawanie krwi do butelek wyżej wymienionego napoju. Tylko, że w przeciwieństwie do filmu mi korporacja za nią nie zapłaciła grubych milionów, ani za tą nazwę, ani tą, która pojawi się w późniejszej części tego tekstu. A chciałbym..)

Wchodzimy do sierocińca i na wstępie dostajemy informacje, że chłopiec wyjechał na kolonie… Żesz kurwa jak to? – pytam nieco łagodniejszymi słowami… Dyrektorka mówi, że przemyślała sprawę i że postanowiła nie dać nam aktora. Ale nie postanowiła poinformować o tym odpowiednio wcześniej /teraz jak to piszę to się zastanawiam, czy na tym domu dziecka nie wrzucić graffiti, dzieciaki się ucieszą a szurnięta dyrektorka wkurwi ;) / Pertraktacje trwały kilkanaście minut. Dyrektorka nie uległa nawet urokowi kobiet, nie poczuła solidarności jajników, gdy dyskutowała z charakteryzatorkami (jechały z nami, bo wcześniej odebraliśmy je z dworca). Suma sumarum plan gotowy, wszystko zapłacone a najważniejszej osoby – dzieciaka nie ma (dla hejterów tego bloga – był to nie porno, tylko psychologiczny film). Zostaliśmy na lodzie… Co robić?
Przede wszystkim wracać na plan i tam się pomyśli. No ok. To jedziemy. Nagle… samochód się zatrzymuje… Co jest? – pytam kierowcę. – Nie zatankowałeś?

On mówi, że ma pełny bak, zatem to coś innego. Wysiada i zagląda pod maskę.
Ja patrzę na charakteryzatorki siedzące na tylnim siedzeniu i prawie mam łzy w oczach (i to bez ich specyfików do wywoływania płaczu, typu zakraplana nitrogliceryna, o której pisał Kieślowski w "Autobiografii").

Powoli zaczynam się godzić z faktem, że raczej nie zrobię tego filmu.
- Linka paliwowa się zerwała… - mówi kierowca utwierdzając mnie w powyższym przekonaniu do reszty…
Nagle jednak urocza charakteryzatorka chwyta mnie za ramię (a już miałem się na dobre rozpłakać) i mówi:
- Nie łam się. Zobacz tam jest sklep. Chodź kupimy Tymbarka i zobaczymy, co jest pod kapslem. To będzie wróżba dnia.
Ja mówię, że to nie ma sensu, ale koleżanka nalega, więc idę. Ona kupuje napój, a ja (dół 10 w skali U-bota) już wyciągam telefon, żeby odwoływać całą akcję kręcenia filmu, ale przerywa mi charakteryzatorka mówiąc:
- Nie rezygnuj z marzeń.
- Co? – pytam odpalając od peta następnego peta.
Ona pokazuje mi kapsel, a tam napisane: „Nie rezygnuj z marzeń”.

Rzeczywistość zawirowała. Wróciły wspomnienia z dzieciństwa, gdy z wielką kamerą na kasety VHS jako 12 latek zapieprzałem wraz z ziomalami z dzieciństwa kręcąc jak się zabijamy… Kapsel zadziałał. Postanowiłem posłuchać jego rady i nie rezygnować.
Klapki w mym zrytym berecie się otworzyły i wykminiły, że w Katowicach jest agencja castingowa /nie mylić z postem o innej agencji, tamta była w Łodzi/.
Telefon. Mamy chłopaka, który zagra. Drugi telefon – taksówka – jedziemy na plan.

Tymbark rulez. Udało się. Film powstał. Uff... /kolegę z zerwaną linką musiała odcholować laweta/

Od tej pory zawsze w kryzysowej sytuacji jest ze mną ten napój /może dacie adres mego bloga na butelkach skoro tak Was tu reklamuje?/. Wróżby ma pod kapslami. I to działa. Przy czym trzeba wybierając napój poprosić Wyższą Istotę z góry, by wybrać właściwy (polecam formułkę: „Bądź wola Twoja…”) – w przeciwnym razie nie zadziała i skutek może być odwrotny (jeśli będziemy wierzyć, że to magia, a to nie magia – patrz post: „Rozmowa /Maga z Kapłanem GGadka/”).

Ci co pukają się w czoło po przeczytaniu powyższych słów niech pukają się nadal może coś wypukają sobie, że im coś zaskoczy i jednak uwierzą. Dla ułatwienia podam jeszcze kilka przykładów:

Pijemy w czwórkę /wraz z naszym profesorem, znanym reżyserem/ piwko,
- Idę na stacje do kibelka – mówię po chwili i podążam w wypowiedzianym celu.
A oni krzyczą za mną /profesor na czele/ – to postaw jeszcze browara! A że miałem mało kasy, a ich było trzech, a profesorowi nie wypada odmówić to kupiłem po Tymbarku zamiast browków. Dla każdego… z jego własną wróżbą. – mówię wręczając. Kolega, który cały czas truł, że dziewczyna na niego czeka i że musi zaraz lecieć, pod kapslem miał: „Gaś pragnienie” (hehe). Kolega znany z postu „Mój ziom: kłamca” /i teraz uwaga…o ironio!/ odczytał dwa słowa: „Zaufaj mi” (serio, nie wkręcam ;), ja nie pamiętam co miałem, ale co ciekawe nasz profesor pod kapslem wyczytał: „Jest nas więcej”… i wyobraźcie sobie nie upłynęło 5 minut, jak rzeczywiście było nas więcej. Przyjechała samochodem dziewczyna kolegi od „Gaś pragnienie”! Pogadaliśmy chwilę i zjawił się… bezdomny. Długa siwa broda… Spytał czy może zabrać butelki i puszki po piwie. Powiedzieliśmy, że spoko. Zaczął zbierać i rozmawiać z nami.
Ewidentnie było nas więcej.
Gdy bezdomny odszedł do pobliskiego lasu profesorowi udzielił się nastrój cudownego napoju z przesłaniem, gdyż rzekł wskazując na majaczącą w oddali postać bezdomnego:
- To był Bóg.
O dziwo, żaden z nas się nie zaśmiał.

Drugi przykład, dużo świeższy… Można by powiedzieć "fresh news from NE"
Tymbark zadziałał, gdy podczas pobytu w ubiegły weekend w pewnym dużym mieście /ale na jego obrzeżach/ nie pozwoliłem koledze wyjechać i poddać się /życie to nie jebaka ziomuś, trzeba walczyć, a nie się poddawać/. Kupiłem mu Tymbarka. Otworzył przekręcił kapsel do góry nogami i wyczytał: „Uda się!”.

Zostaliśmy /fajna szkoła, swoją drogą – vlepki macie wlepione w niej, więc pewnie czytacie to, zatem więcej o Waszym koledze z roku nie wspomnę, bo się na mnie obrazi/

Reasumując.
Czasem nie rządzi nami przypadek. Coś jest zapisane odgórnie, tylko my to ignorujemy, nie docierają do nas przesłanki, czy znaki rzeczywistości. Wolimy iść swoją drogą, a nie tą przeznaczoną. I spoko, tylko, że wtedy jest ciężej. Warto, zatem czasem wspomóc się w czytaniu przewodników-znaków /ostrzegawcze, informacyjne, nakazu, zakazu itp./ na przeznaczenia szlaku. Nawet, jeśli są to jedynie hasła z kapsli pod popularnym napojem. Bo dla jednych zostały napisane i wylosowane (za pomocą kupna butelki) czysto przypadkowo i zaraz po wypiciu lądują w koszu, a dla innych mówią coś więcej. Ci drudzy zbierają je niczym cenne skarby. Do nich właśnie należę... I Wam też tego życzę.


PostScriptum Nie zawsze to jednak działa… kiedyś po powrocie z Poczta Polska S. A. /wysłaniu pewnej rzeczy… ważnej rzeczy do pewnej osoby/ kupiłem sobie Tymbarka i miałem napisane: „Reszta to już pikuś!”. Niestety nie sprawdziło się. Wręcz odwrotnie nawet.
Choć z drugiej strony jestem przekonany, że ta osoba (z którą miało być już pikuś ;) czyta tego bloga. Mimo to milczy głucho… Widocznie nie jest zdolna do odczytania znaków, jakie rzeczywistość do niej wysyła /no, bo przecież nie tylko do mnie, skoro mowa o przeznaczeniu/. A może to ja się mylę i żyję bzdurną ułudą… Może to właśnie moje Ego w tym wypadku jest tymbarkowym /i nie tylko/ analfabetą. Może kiedyś się dowiem i wyrwę z tego snu. Oby nie było za późno. 3majcie kciuki. Ja za Was trzymam. Elo.

P. S. 2 Jakiego będziecie mieć kapsla po przeczytaniu tego postu? Sprawdźcie. To działa. Czasem.

7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A czy jest szansa abys powystawiał te swoje filmy na blogu tak abysmy mogly je obejrzeć? Cmok*

NemezisEgo pisze...

Nie mogę, bo w tych filmikach podpisuje się imieniem i nazwiskiem, a to jest anonimowy blog. Ale dla Ciebie zrobię wyjątek i Ci podam linka, ale to na priv. Buzka.

monnie love pisze...

Choć normalnie tego nie robię kupię dziś Tymbarka (chyba rzeczywiście powinni podawać adres Twojego bloga na butelkach :P)
No i zobaczymy

NemezisEgo pisze...

Hehe, trwaja pertraktacje o ow "product placement" z zarzadem firmy ;)
Kup i podziel sie co mialas i jak to koresponduje z Twa obecna sytuacja zyciowa. Powodzenia i smacznego ;)
Pozdro.

monnie love pisze...

Na moim kapselku było napisane "teraz będzie twój czas", Już mam w planie zrobić fotkę i wrzucić ją na mojego blogspota :)
Co do samego hasła to biorąc pod uwagę stany depresyjne z poczatku tygodnia faktycznie nie pozostaje nic innego jak wierzyć w moc "fate drinka" ;)
pozdro

Anonimowy pisze...

i teraz to odkryłeś? ;P

NemezisEgo pisze...

monnie love - po kazdej burzy wychodzi slonce wiec olej (a raczej zalej fate drinkiem) stany depresyjne ;) i ciesz sie swoim czasem :D