Pójście na cmentarz obudziło wspomnienia dotyczące śmierci...
Jak miałem 12 lat pojechałem z rodziną na pierwszą komunię mojego kuzyna (Przemas pozdro), który dziś ma już wyrok w zawiasach za dilowanie, co może oznaczać iż przez ten fakt nie stał się aniołkiem... jak każdy ;)
Owa uroczystość odbywała się w miasteczku niedaleko Wrocka. Miasteczko to wspominam z sympatią, gdyż często tam jeździłem, gdyż to w sumie bliska rodzina (moją chrzestna tam mieszka, a jest ona córką siostry mojej babci... pozdro). Pamiętam jak w późniejszym okresie niż ten o którym chcę tu powiedzieć w Trzebnicy właśnie poznałem fajną niunię... Niestety musiałem nazajutrz wyjechać do eudezet... Ale nie o tym tu chciałem (w każdym bądź razie pozdro dla niej).
Więc jak miałem 12 lat byłem na komunii kuzyna. Z rodziną tą mieszkała moja /wówczas 90-letnia/ prababcia, mama mojej babci. Była to niezwykle sympatyczna staruszka, która uwielbiała smarzony bigos i miała niesamowitą siatkę zmarszczek na twarzy... ich ilość była wprost niewiarygodna... przekraczała chyba kilka milionów, serio (mimo to prababcia poruszała się o własnych siłach i była pogodnym człowiekiem). Tak ją pamiętam.
Otóż tego dnia komunijnego przebywała z całą rodziną i gdy zaglądałem do pokoju biesiady widziałem emanujące z niej szczęście. Potem jednak wracałem do młodszych ziomali, gdzie rozkminialiśmy Warhammera /wychodzi demon i mówi dawaj kasę!/...
Biesiada skończyła się, goście poszli i nadszedł czas spania... Spałem wówczas w pokoju prababci. Gdy wszedłem do pokoju prababcia modliła się. Pokiwała ręką. Podszedłem bliżej. Spojrzałem jej w oczy. Miała w nich łzy. Swoimi pomarszczonymi rękami nakreśliła mi znak krzyża na czole.
- Dobranoc. - powiedziała i położyła się.
Ja również to uczyniłem na polowym łóżku obok. Nie mogłem jednak zasnąć... Niewiele z tego pamiętam, ale pamiętam jedno.
Pamiętam myśl.
Pomyślałem: prababcia umrze...
Wnet zorientowałem się z niefajności owej myśli... Zacząłem przepraszać, że wogóle coś takiego przyszło mi do głowy. Zacząłem się modlić, żeby tak się nie stało... /Ojcze Nasz, któryś jest w niebie.../ I zasnąłem.
Rano obudził mnie płacz.
Płakała moja babcia, a mama moja stała nade mną ze łzami w oczach i powiedziała żebym poszedł do innego pokoju...
- Co się stało? - pytam.
- Prababcia umarła - słyszę od nie pamiętam już kogo...
Późniejsze teorie były następujące: pożegnała się z rodziną i odeszła...
Ja jednak byłem za młody by stworzyć takie teorie i dzień przed śmiercią prababci o czymś takim pomyśleć. Ja po prostu pomyślałem, że umrze. A raczej wiedziałem, że umrze. I umarła. /Niech spoczywa w pokoju, dużo niebiańskiego bigosu prababciu, życzę.../
Czy to była intuicja, czy przypadek?
Powiem Wam, że często jestem czegoś pewien... Często wyczuwam coś intuicyjnie. I często się sprawdza. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Nie twierdzę, że jestem jakimś kurwa prorokiem, wróżbitą, czy jasnowidzem. Twierdzę jedynie, że mam dobrą intuicję. Choć oczywiście czasem zawodzi.
I Wam też myślenia intuicyjnego życzę. Choć może niekoniecznie związanego ze śmiercią.
Intuicja rulez. Pozdro.
3 listopada 2007
Intuicja...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
NIENAWIDZIC PISZE SIE LACZNIE TY PIERDOLONY NIEDOROZWOJU.
Wiem. To szablon bloga zmienil. Nie moge tego poprawic. Poza tym w emocjach nie ma ortografii. Chyba Ci to nie przeszkodzi w nienawidzeniu mnie.
Jeszcze raz o mnie napisz!! to zrobie cos czego nie chcesz!!
Co takiego, haruś? Grozisz mi niczym brudny har-ry?
Ja o Tobie nie pisze, ja nagrałem kawałek na ciebie. Niebawem posluchasz... Przygotuj się.
Prześlij komentarz