19 listopada 2007

Konfident?

Ostatnio pojawiają się komentarze, w których zostałem nazwany konfidentem. Teraz zaczynam rozumieć dlaczego część osób z ośki nie bije ze mną piątki. Ktoś im sprzedał jakąś chujową plotkę.
Bzdurną i durną.
Bo co jak co, ale ja wiem co znaczy słowo honor, czego najlepszym dowodem może być fakt że póki mój ziom z Eudezet oraz pobyt na Śląsku nie nauczył mnie ulicznego życia i bicia się - wynajmowałem ziomali do powiedzmy "zleceń wpierdolenia komuś".
Pamiętam jak niegdyś w wieku 16 lat chodziłem do mojej pierwszej niuni i za każdym razem od jej ziomali dostawałem wpierdol (pozdro Bazarowa). Kiedyś jednak wkurwiłem się. Ale nie strzeliłem z ucha i nie zadzwoniłem pod trzycyfrowy numer /nigdy tego nie zrobiłem tak swoją drogą - no może raz - jak mi rower ukradli/ tylko poprosiłem osiedlowego killera /znajomego z podstawówki, o którym krążą już legendy: o tym, że dostał z ostrej od policji i faktycznie był okres czasu że utykał, albo że musiało go trzymać pięciu mędziarzy tak się wyrywał na komisariacie i w efekcie tak go utrzymali, że rozjebał im szafkę, albo napierdalał kolesia to ten spierdolił do taksówki a Mareczek za nim i taksówkarz zaczął krzyczeć że tapicerkę mu zabrudzi krwią - wtedy podobno się przestał i powiedział, że to nie on zabrudził tylko to ścierwo - i poszedł. Pozdro dla Niego./
Wracająć do tematu - wtedy jak dostawałem wpierdol w rejonach Bazarowej zapłaciłem Mareczkowi, żeby dorwał niejakiego Orgiego lub Siwego. Nie wiem czy dorwał, mówił, że złamał jednemu z nich nogę, nie mogłem jednak tego zweryfikować, bo akurat rozstałem się z tą niunią i miałem to już w dupie.
Liczy się fakt, że w takich ulicznych sprawach nie uciekłem się do psiarni. Mam honor.

Zatem skąd może pochodzić owe posądzenie o koneksje wśród mędziarzy i bycie konfidentem?

Hmm... jak miałem około 12 lat zaczępiło mnie dwóch dużo starszych kolesi z osiedla. Wystraszyłem się i ściemniłem im, że mój stary jest policjantem. Może to pamiętają? Wszech i wobec ogłaszam, że jest to ściema - mój stary jest pisarzem i dziennikarzem. I oczywiście w zawodzie tym ma znajomych wszędzie (np. Jego przyjacielem jest zabójca księdza Popiełuszki... ale nie ma się czym chwalić, choć jak dla mnie to ów ziom odpokutował i każdy zasługuje na wybaczenie, miłosierdzie itp. dlatego nieraz mu rękę podałem i uważam go za niezwykle sympatycznego człowieka, który po prostu niegdyś zbłądził).

Wątpie jednak, żeby chodziło o tą rozmowe.
Może zatem chodzić o inne wydarzenie, również związane z moim starym... Hardkorowe wydarzenie, po którym faktycznie przyznaje - złożyłem zeznania na psiarni. Ale nie żałuje.
Słuchajcie:

Otóż, gdy miałem 15 lat (a jedyny hip-hop jaki królował wówczas był to Liroy, Wzgórze Ya-Pa 3 oraz T-raperzy z nad Wisłą)... wtedy to robiłem konkretny biznes na giełdzie komputerowej w Łodzi. Kupowało się wtedy na rynku od ruskich płyty za 15 zł, a sprzedawało na giełdzie za 50 zł! Hajs był z tego konkretny. Ludzie kupowali czasem nawet po 10-20 sztuk... Miodzio. Można by rzec - prawdziwy kapitalizm: kup taniej, sprzedaj drożej.
Jednak interes jak się zaczął szybko tak szybko musiał się skończyć. Na giełdzie pojawiła się mafia... Kilku przypakowanych kolesi chodziło po giełdzie i "pilnowało porządku". Podbili też do mnie.
- 50 złotych - powiedział Grubas. Ja mówię:
- Słucham?
- Musisz mi zapłacić 50 złotych, bo inaczej wypierdalaj! - krzyknął (do dziecka z tak wulgarnym językiem? Nie ładnie, nie ładnie).
- Dlaczego? - zapytałem nie zważając na wulgarny język.
- Musisz nam płacić, bo my tu pilnujemy porządku...
Zaśmiałem się. Niepotrzebnie.
Gruby sprzedał mi gonga w ryj. Poszła krew (wokół było pełno ludzi! Jak to na giełdzie komputerowej! Lecz nikt nie zareagował. Jak to w życiu).
Gruby zabrał wszystkie rozstawione przeze mnie płyty do swojego plecaka. Obok stało dwóch innych kolesi. Jeden z nich chwycił mnie za ucho.
- Wypierdalaj - powiedział. - Nie sprzedajesz już tutaj.
Pokiwałem głową.
Czasem trzeba się poddać.
Wyszedłem z giełdy tracąć płyty, honor i mając rozjebany nos.
Ponieważ nawet w wieku 15 lat byłem impulsywny nie mogłem tego zostawić. Idiotyzmem byłoby dzwonienie na psiarnie, bo sprzedawałem pirackie płyty. Z kolei moi ówcześni znajomi byli pizdusiami, albo zbytnimi hardcorowcami dla mnie (gdybym wtedy zadzwonił do Mareczka to raczej by mi wpierdolił niż pomógł ;)
Coś jednak musiałem zrobić.
Zadzwoniłem do ojca. Pamiętam jak dziś. Z budki telefonicznej na Andrzeja Struga... Tak, tak moi drodzy, to były czasy bez telefonów komórkowych. Powtarzam: NIE BYŁO WTEDY TELEFONÓW KOMÓRKOWYCH! (ciężko uwierzyć, co?)

Przyjechał. W szarym płaszczu.
- Wejdźmy na giełdę. Będę szedł za tobą, ale nie przyznajemy się do siebie. Podejdź i pokaż mi którzy - powiedział mój dawca życia.
Weszliśmy. Akcja jak w filmie. Ojciec szedł za mną ale w dużej odległości. Podszedłem do Grubasa.
- Powiedzieliśmy ci żebyś wypierdalał! - ryknął na mnie.
Odwróciłem się. Pokazałem głową ojcu, że o niego chodzi. Tata kiwnął, że wychodzimy.
Spojrzałem na Grubego. Jebany widział to. Nie stał już koło mnie, tylko obok swoich ziomali. Rozmawiali wskazując na mnie.
Wyszedłem pospiesznie.
Mój ojciec był daleko. Szedł do punktu naszego spotkania po wyjściu z giełdy (tak się umówiliśmy). Olałem jednak ustalenia i zacząłem biec w jego kierunku. Odwróciłem się. To było jasne co zobaczyłem: szli za mną.
- Tato! Idą za nami - krzyknąłem jak debil. Ojciec odwrócił się.
- Mówiłem ci, żebyśmy się nie przyznawali do siebie! - krzyknął. (czyżby był wydygany? Hmm.. niech sobie przypomne... Już. Był. Zdecydowanie był...)
- No tak ale idą - odwróciłem się.
Nie szli.
Stali obok.
Mój ojciec dostał z liścia od grubego.
Drugi go popchnął.
Tata upadł.
- To mój ojciec! - krzyknąłem nie wiedząc co robić (leszcz byłem wtedy, przyznaje).
- To zabieraj tatusia i więcej się tu nie pojawiajcie! - krzyknął gruby i kopnął leżącego.

Dziwne uczucie zobaczyć jak własny ojciec dostaje wpierdol. Naprawdę dziwne...
Odwrócili się i zaczęli iść śmiejąc się do siebie. I wtedy mój tata przemówił:
- Dostaniecie 5 lat!
Gruby odwrócił się z cynicznym uśmiechem:
- Strasz se strasz, aż się zerasz. - powiedział.

Problem polegał na tym, że mój tata nie straszył.
On obiecywał.
- Jedź do domu. Ja jadę na obdukcję - powiedział.
Po drodze na obdukcje pobił się, rozciął łuk brwiowy itd., żeby lekarz stwierdził jeszcze większe obrażenia... Przynajmniej tak opowiadał.

Cóż. Chłopaki dostali więcej niż 5 lat. I to dzięki mnie również, gdyż ojciec zabrał mnie na komisariat i kazał składać zeznania. No co jak co, ale rodzinie się nie odmawia. Poza tym powiem Wam, że należało się skurwielom. Pobili mi staruszka, zatem składałem te zeznania z zimną krwią. Czy to oznacza, że jestem konfidentem? Otóż nie. Gdyż pominąłem parę ważnych szczegółów. Nie opisałem pewnego faktu: na giełdzie oprócz sprzedaży pirackich gier i programów sprzedawano także... narkotyki. Ten fakt w swoich zeznaniach pominąłem. Dodam jeszcze, że na rozprawie w sądzie odstąpiłem od oskarżenia. Kolesie mieli tyle zarzutów, że było mi ich żal... /Zresztą oficer operacyjny policji, wydział przestępczości zorganizowanej, który spisywał zeznania od dawna prowadził sprawę owej mafii z giełdy komputerowej... Mówił, że po tajniaku widział jak pobili kiedyś kolesia lagą od kierownicy... nie reagował jednak, żeby więcej rzeczy na nich zebrać... Swoją drogą ten oficer to dopiero hardkorowiec... jakie on rzeczy opowiadał... Jak kiedyś z Uzi wyskoczył na maskę jakiegoś samochodu... albo jak wpadli do domu jakiegoś mafioza o 5 rano... skuli go wsadzili do samochodu. I nagle jeden z nich mówi: Co tu tak śmierdzi? A ten z tyłu mafiozo stwierdza: - Zesrałem się... Co jak co ale dla mędziarzy też należy się respekt. To hardkorowcy i ulicznicy- patrz film "Pitbull". To jak w meczu. Obie drużyny rywalizują, ale szanują przeciwnika.../

No. To był jedyny moment, gdy sprzedałem kogoś psom. Ale nie byli to moi ziomale. Konfidentem zatem nie jestem.

Konfident to ktoś kto sprzedaje kumpli, a ja gdybym miał wydać przyjaciół wolałbym siedzieć.
Taka prawda.
Zresztą...
...jakich przyjaciół?
Pozdro.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

ciekawam czy rzeczywiście rah to har... raczej nie z tego co napisał na forum
"jakis typ powszywal sobie akcje i chyba sie wczul za bardzo.."
zatem paranoik z ciebie, hardkorowcu. co do kawałka to nie jest taki najgorszy, ale rah ma lepsze.

Anonimowy pisze...

Z kazdym nastepnym postem doskonale udowadniasz jak wielkim lamusem jestes ty smutny chuju. Mozemy sie ustawic i sprawdzimy czy potrafisz sie napierdalac. Sam na sam.Dawaj w jakies neutralne miejsce zebys nie zesral sie ze strachu ze przyjde z kolegami np park na zdrowiu.Dawaj cipo.Jak nie bedziesz chcial to nie gwarnatuje, ze nie zostaniesz dorwany gdzies kiedys po ciemku.

NemezisEgo pisze...

Mam ważniejsze rzeczy do roboty niż ustawiać się z jakimś sfrustrowanym kolesiem z tasakiem. Jebnij se tym tasakiem w łeb, znajdź kobietę i wyżyj się na niej, a raczej w niej. A najlepiej to zakochaj się - może minie Ci ochota na dziecinne napierdalanki, podstawówkowe ustawianki. "Nadal bądź twardy /nie spuszczaj gardy / ale pierwszy nie atakuj / dzieciaku / chłopaku / w agresje się nie pakuj". Tyle.

Anonimowy pisze...

hehe zasłaniasz sie kumplami jak ktos ma do ciebie problem? no to jestes lamus i pizda.a to ze jestes frajer to niestety prawda.sam sie do tego przyznałes :P emanko

Anonimowy pisze...

Btw. O rany, ale wy jesteście żałośni.
Te komentarze są kompletnie z du*y wzięte. Łajzy.
Wracając do Twojego posta... hm... Ja zostałam przez "przyjaciela" oskarżona o to, że nakapowałam wraz z bratem na niego, że sprzedaje zioło. Wku*wiał mnie okropnie przez prawie rok. Wyzywał od konfidentów; psów itp, rzucał kamieniami ze swoją ekipą (moimi byłymi ziomami), przekonywał wszystkich, że naprawdę na niego doniosłam, dręczył- jednym słowem psuł mi życie, płakałam bardzo dużo. Fakt, że tak się zawiodłam nie dawał mi spokoju... Prosiłam, tłumaczyłam, że to nie ja- nie docierało, choć on doskonale wiedział, że to nie my- bał się teraz to wycofać, no cóż... Znosiłam to dzielnie, jednak w końcu się zdenerwowałam maksymalnie, coś we mnie pękło, pomyślałam "Ku*wa tak być nie powinno"- gdy rzucił we mnie i moją koleżankę 20 cm petardą. Narobił huku, wybuchła mi nad głową. Straciłam panowanie nad sobą, po raz pierwszy w życiu tak naprawdę miałam ochotę go zabić, bez względu na konsekwencje. Gdyby coś stało się wtedy mojej koleżance lub mi... wolę nie myśleć...Wróciłam do domu, zapłakana, załamana- dlaczego ja, za co... Mój tato powiedział mi, że drugiej możliwości nie ma- że muszę iść na policję, że jeśli tego nie zrobię on dalej będzie mnie dręczył. Poszłam. Złożyłam zeznania- z nieziemską przyjemnością. Wprawdzie dopiero po dwóch miesiącach była jakakolwiek reakcja od strony policji. Dostał 20 godz. prac społecznych. To mało w porównaniu do tego ile nerwów mi i mojemu bratu napsuł przez ten rok... ale w końcu zamknął mordę. Nic nie mówi. Nie patrzy się. Czasami tylko coś pomruczą... ale ja traktuję ich jak powietrze. Czy to, że byłam na policji w tej sprawie czyni ze mnie konfidenta? Czy takie coś można nazwać kapowaniem? Odpowiedź jest prosta- Nie. Policja musi być, a jeśli ktoś uważa, że nie, że hwdp itp to jest chory i mogę mu tylko współczuć.
Ciao.

Anonimowy pisze...

Jojo jol Mialem podobna sytuacje tez bylem oczerniany bylo to pare lat temu straszyli ze papier jest itd hehe ale ja mam papiery ze jestem czysty a onimaja chuja w dupie a do dzisiaj cos mruczy jeden z drugim ale ja sie nie poddawalem i nie poddaje nie pozwole zrobic z siebie kogos kim nie jestem i pytanie jedno jesli robia z ciebie frajera a nim nie jestes to z nimi cos musi byc nie tak wkoncu na kogos wine trzeba zrzucic a wiec chu.. im w du... za oczernianie ludzi, tacy jak ja w takiej sytuacji nie pojda na policje bo to by bylo w ich niemaniu frajerstwem i by tylko pogorszylo sprawe wiec trzeba sie nie poddawac obmyslec plan jak zamknac im mordy wiec sluchajcie nie sprzedales/as oczerniaja cie trzeba doprowadzic do tego by ujawinic to ze nie maja racji ze to kurweski,,, zachowanie ich i pokazac ze sie jest wporzadku i olac szmaty zniczszy tych smieci bez wartosiocwych kutasow.
Powtarzam nie pozwólcie zrobic z siebie kogos kim nie jestescie .