3 sierpnia 2009

Rozkminka teologiczna - NAWRÓCENIE

Wiara jest łaską. Nie jest czymś co MY zdobywamy, jest czymś co Bóg daje nam w prezencie, czymś czym On nas obdarza, nie MY! Oczywiście nasza jest też w tym rola by obdarzył, bo nie daje tego prezentu ot tak sobie, są pewne warunki...

Spotkałem niedawno w Katowicach chłopaka, do którego poszedłem skorzystać z internetu. Obok laptopa leżało Pismo Święte. Spytałem: "Czytasz?". On na to: "Tak. To nowe wydanie, z uwspółcześnionym tłumaczeniem, dorwałem niedawno". Mówię super, też muszę sobie zapodać, kończę rozmowę i siadam sprawdzać pocztę.
Patrzę na łóżko a tam Żywoty Świętych... No to mówię spoko myśląc, że trafił swój na swego i opowiadam że też ostatnio się nawróciłem... A on z wypiekami na twarzy: "Serio? Kurcze, a jak to się stało, bo ja próbuje i nie mogę..." - powiedział smutny.
Okazało się, że poznał kobietę swojego życia, która mu powiedziała, że nie może być z nim bo jest niewierzący, od tego momentu usilnie próbuje się nawrócić - stąd te wszystkie książki religijne - jednak biedak nie jest w stanie.
- Spowiedź i modlitwa - odpowiadam (zdziwiony sam sobą, bo gdyby mi ktoś powiedział to kilka miesięcy temu sam bym osobę tę wyśmiał, szczególnie jeśli chodzi o spowiedź...)
- No ona też mi o tym mówi, ale jakoś nie mogę się przełamać. - mówi próbujący się nawrócić ziomek.

Ów chłopaczyna jest potwierdzeniem faktu, iż to Bóg obdarza nas łaską nawrócenia [każdego dnia dziękuję Mu za to]. Możemy przeczytać milion książek religijnych, a jej nie otrzymać. Bo by otrzymać łaskę nawrócenia trzeba spełnić trzy warunki, które łączą się ze sobą:

- otworzyć się na bezinteresowną miłość do innych istot (choćby do jednej :)

- przyznać przed samym sobą, że jesteśmy grzeszni (uznać grzechy, o których mówi Pismo a nie tłumaczyć sobie co jest grzechem a co nie jak ja niegdyś stosując relatywizm moralny)

- i wreszcie odrzucić miłość do samego siebie (to jest we wszystkich religiach, nawet w buddyzmie - owo niszczenie własnego Ego, czyli uświadomienie przed samym sobą, że jest się pyłem marnym, marnością nad marnościami, a nie super hiper wspaniałym. Jak w historii Gedeona, o której już pisałem uznać, że sami licząc na własne możliwości nic nie zdziałamy, że jesteśmy tylko narzędziami w rękach Boga, że to wszystko nie MY, że to wszystko ON, jak pisze ks. Dajczer:"Odwrócenie się od zła oznacza nie tylko odwrócenie się od samych grzechów, ale również od ich źródła, jakim jest nieuporządkowana miłość własna" lub "Smutek jest szczególnym przejawem miłości własnej, podcinającym same korzenie wiary, korzenie zawierzenia". [ale jak to uczynić? No np. w przypadku pięknych kobiet - nie mówcie sobie: jesteśmy piękne, tylko mówcie - Boże stworzyłeś nas pięknymi byśmy wykorzystały to na Twoją Chwałę / w przypadku poetów nie mówcie sobie - Piszę zajebiste wierszę, mówcie Boże obdarzasz mnie natchnieniem (Duchem Św.) byśmy pisali zajebiste wiersze na Twoją Chwałę :)]

Chłopak z Katowic spełnił na razie jeden warunek, mianowicie otworzył się na miłość do innej istoty ludzkiej, prawdopodobnie jednak nie jest w stanie wyzbyć się miłości do samego siebie. Kocha tę dziewczynę, ale kocha również samego siebie, gdyby miał wybierać między swoim a jej życiem, wybrałby swoje, miłość do samego siebie sprawia też, że nie jest w stanie pokochać Boga.

Zbyt rozbuchane ego sprawia, że nie jesteśmy w stanie otworzyć się na wiarę, bo to przecież My kierujemy tą planetą, to My przepowiadamy pogodę (ile razy TVN24 mnie wkurwiło i zmokłem ech...) to My wiemy najlepiej jaka jest prawda istnienia, świata, że przecież to My zdobyliśmy kosmos, że to My jesteśmy Bogiem, a nie że to Bóg jest w nas i nas prowadzi.

A skoro to my jesteśmy Bogiem, to przecież My wiemy co jest dobre a co złe. Miłość własna zasłania spełnienie kolejnego warunku, a mianowicie przyznania się do grzechów. Grzechy traktujemy jako "takie nic", no bo przecież ruchając wzrokiem na ulicy niewiastę nie zabiliśmy jej... Nie zabiliśmy, ale potraktowaliśmy w wyobraźni jako lalkę dmuchaną. "Kto pożądliwie spojrzał na kobietę juz dopuścił się z nia cudzołóstwa.." - mówi Chrystus. Chodzi o to, że patrzenie na kobiety w ten sposób, jak ja rówznież niegdyś czyniłem, prowadzi do tego, że nie traktujemy ich jako istot w wymiarze społecznym i duchowym, tylko jako przedmioty. Odwrotnie też to działa. Generalnie traktowanie innych istot jako przedmioty zaprzecza pierwszemu warunkowi, czyli otworzeniu się na miłość. Ruchając się dla sportu, kasy i własnej przyjemności nigdy nie pokochamy...

Bo kochać oznacza dawać dobro drugiemu, a nie sobie samemu. O kwestii przyznania do grzechu mówię na powyższym przykładzie, bo właśnie w moim przypadku pożądanie i żądza nie dawały mi w pełni się nawrócić. Ale Bóg dał mi tę łaskę i po prostu wszelkie pożądliwe myślenie zniknęło (choć czasem wraca, ale nie w takim stopniu jak niegdyś). A myślałem że to kwestia zbyt dużego testosteronu. A to nieprawda! Teraz pożądliwe myślenie może wrócić ale tylko do istoty, z którą będzie mi dane się zestarzeć, wróci po to by dać jej rozkosz, a nie sobie, wróci po to by dać nowe życie, a tym samym poprzez seks wielbić Pana. Będę się starał by tak było...

Bóg dał mi łaskę i wyzwolił z testosteronu dopiero jak spełniłem trzy warunki. Przyznałem, że jestem grzeszny [spowiedź], pokochałem bezinteresownie inną istotę ludzką (choć było ciężko, uznać że to bezinteresowne), oraz zniszczyłem swoje ego, zwracając się o pomoc do Istoty Wyższej [modlitwa].

W tej chwili czuję niesamowite szczęście. Jak śpiewa Ras Luta (http://www.youtube.com/watch?v=QNlTlRYYEaM) "każdy krok, który robię wiem że widzisz / Jah Jah czuję Twoją dłoń na mej głowie" :) Polecam każdemu ten stan.

Na koniec warto przyjrzeć się etymologii słowa "nawrócenie", które oznacza powrót. Jako dzieci przyjmujemy chrzest. Potem wierzymy dziecinnie w aniołki w łóżeczku, Świętego Mikołaja, Calineczkę itd. Sprawia to, że gdy dorastamy wydaje nam się, że powinniśmy wyzbyć się dzieciństwa, że to co nam mówili jak byliśmy dziećmi było bajką.

Kiedyś tak myślałem i byłem u swojego psychologa i mówię mu że "tak jak z bajek tak wyrastamy z wiary", a pani psycholog mówi: "Oj, tego nie byłabym taka pewna, bo do wiary się często wraca". Nie mogłem pojąć wówczas, że usłyszałem to z ust psychologa... Osoby wykształconej, naukowca. Phi. Stwierdziłem, że chyba jest niekompetentna... Była bardzo kompetentna. Skubana miała rację, bo to nie od nas zależy powrót tylko od Boga właśnie. Calineczka nie istnieje, więc nie może sprawić, że wrócimy do wiary w jej istnienie, ale Bóg istnieje i sprawia, iż ów wspaniały powrót jest możliwy :)

Z owego myślenia, że z wiary się wyrasta korzystają złe moce, ugruntowując nas że wiara jest iluzją. Łatwo im to idzie, bo życie w wierze wymaga wyzbycia się pewnych doczesnych przyjemności, więc złe moce łatwo się do nas dobierają, gdy przestajemy być dziećmi. Ale czy tylko złe moce?

W Księdze Hioba, to Bóg wzywa do siebie szatana, z którym zawiera zakład. Szatan ma zesłać na Hioba moc nieszczęść, a Bóg twierdzi, że mimo to Hiob nie przestanie wierzyć. Szatan twierdzi, że będzie inaczej i stara się niezmiernie zniszczyć biedaka zsyłając klęskę za klęską. Mimo tylu nieszczęść jakie przeżywa Hiob, jego wiara nie ustaje. Szatan przegrywa zakład (choć niestety nie zawsze przegra muszę wam rzec, bo Bóg w swej miłości dał nam wolność - możliwość wyboru - wolną wolę, a jest powiedziane, że odrzucenie wiary mimo wielu wezwań do nawrócenia, które zsyła Bóg jest najcięższym grzechem prowadzącym do potępienia i niewybaczalnym)

W tej oto historii Hioba szatan jest na usługach Boga, podobnie jak w "Fauście" Goethego. W obu przypadkach szatan "jest istotą która wiecznie zła pragnąc wciąż czyni dobro..." Paradoks? Otóż nie. Jak pisze ks. Dajczer: "Bóg nie chce zła, ale może chcieć jego skutków, ponieważ skutki zła niosą łaskę, niosą wezwanie do nawrócenia".

Coś w tym jest, gdyż przecież dopóki się nie sparzymy nie będziemy wiedzieć, że coś jest gorące!

Ks. Dajczer pisze jeszcze, że grzechy człowieka są możliwością dania Bogu frajdy przez to że może je wybaczyć przez sakrament spowiedzi! Że trzeba grzeszyć by umożliwić Bogu okazanie miłości poprzez wybaczenie grzechu. Oczywiście grzeszyć do momentu kiedy zrozumiemy i przyznamy przed własnym ego, że jesteśmy grzeszni, gdy tylko to zrozumiemy Bóg nam przebaczy i da łaskę nawrócenia i nie będziemy chcieli trwać w grzechu. Bóg wybaczy zawsze. Bez względu na grzech, ale pod warunkiem, że się go szczerze żałuje i obieca postarać o zaprzestanie trwania w nim!

Zawsze wkurzały mnie osoby święte od zawsze. Wydawało mi się to nieautentyczne, a nienawidzę ściemniania, dlatego do tej pory nie lubię dewotów, którzy de facto udają wierzących a nie czują łaski nawrócenia. Blee. Bo nie wierzę, że istnieją ludzie bez grzechu, a jeśli to powinni zgrzeszyć, zepsuć się, by później zrozumieć błąd i móc trwać w Bogu. Wtedy i tylko wtedy nie będą chcieli więcej grzeszyć, bo gdy jest się w stanie łaski uświęcającej walka z pokusą jest na maksa lajtowa (choć czasem Bóg specjalnie zabiera łaskę wiary i wtedy znów hardcorowa, ale tylko po to by hartować ducha człowieka).

Reasumując po wyzbyciu się chęci trwania w grzechu zaczynamy trwać w łasce w której pragniemy się modlić, jednoczyć z Bogiem (jak w hinduizmie bhakti) i kochać wszystkich (oddawać duchowe orgazmy Bogu!)

Ale z nawróceniem jest jak z rzuceniem palenia, bo grzechy wciągają i uzależniają - nie jest łatwo otworzyć się na tę łaskę, dlatego gdy rozmawiałem z kolegą z Katowic oprócz spowiedzi powiedziałem o modlitwie. Porównanie z rzuceniem palenia jest też o tyle mam wrażenie trafne, że odrzucenie grzechu wiąże się ze sprawdzeniem swojej woli. Walką z samym sobą.

A zatem, zaprawdę, zaprawdę powiadam wam, że warto się otworzyć na łaskę nawrócenia, warto sobie powiedzieć, że może Bóg nas zaskoczy, nawet negując Jego istnienie spróbować pomodlić się do Niego i poprosić o wiarę (zagryzając zęby, że przecież w to nie wierzymy). Warto to uczynić, by poczuć jedność z wszelkim istnieniem.

Obecnie miłość mnie wypełnia jak nigdy w życiu. Polecam każdemu. Alejalahtale. Pozdro.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Przeczytaj książkę pt "Chata" autora William P. Young. Inaczej spojrzysz na słowo "nawrócenie". Fajnie byłoby, abyś również zrozumiał, ze aby umieć kochać Boga i bliźnich, musisz nauczyć się kochać siebie najpierw (w zdrowy sposób). Doświadczyć Boga, to umieć taplać się w miłości także do siebie.
EwaP