23 listopada 2009

Where is the .... [?]

Dzieciom rozwiedzionych rodziców ciężko uwierzyć w miłość, uwierzyć w stały związek. Ciężko się zaangażować. Związki traktują jako coś przejściowego, raczej nie na stałe. Tylko dwa razy spotkałem osoby, z którymi wydawało mi się, że mógłbym spędzić resztę życia. Raz w liceum tzw. pierwsza miłość (pamiętam jak snuliśmy plany o domu z basenem... szczenięce marzenia) - nie ziściło się, byliśmy gówniarzami, wyidealizowaliśmy siebie - łączyło nas "sprawdzanie" świata - odkrywanie doznań zmysłowych, przeżywania wszechrzeczy po raz pierwszy. Drugi raz przez internet - też idealizm - brak kontaktu realnego powoduje snucie wyobrażeń, nadbudowywanie i konfabulowanie (choć może i prawdopodobne, bo w tym przypadku była jeszcze dość mocno dająca mi siłę do działania intuicja... i sny...ale skąd można to wiedzieć, przecież się nie zna tak naprawdę). Jak można cokolwiek wiedzieć, budować widząc się w realu 3 razy. Nawet nie pamiętam jak pachnie...
Pozostanie jako piękne wspomnienie istoty, dzięki której uwierzyłem, że między kobietą a mężczyzną może istnieć wieź nie tylko zmysłowa ale też duchowa. Może każdy potrzebuje niespełnienia w miłości, by ją pielęgnować w sobie. Może pojawiła się tylko po to bym uwierzył w Boga i doznał łaski miłości właśnie, ale miłości bezinteresownej, do wszystkich istot i ludzi zgodnie z najważniejszym Przykazaniem. Miłości, która niekoniecznie wiąże się ze związkiem. Widocznie Bóg nie postawił mi jej na swej drodze byśmy byli razem [choć z drugiej strony abstrahując od intuicji świetnie całuje a podobno to ludzka ślina zawiera białka zgodności tkankowej kodowane przez gen MHC, które reagują podczas pocałunku, przesyłając nam sygnał, czy dana osoba jest do nas dopaswana genetycznie i możemy z nią mieć potomstwo (musi zawierać inny zestaw genów MHC, które odpowiadają za odporność immunologiczną). Może dlatego prostytutki się nie całują... nie chcą wiedzieć czy dany samiec byłby dobrym ojcem.]
Jakoś trzeba ułożyć sobie życie, a nie tkwić w iluzji, że się kiedyś odezwie, znów na tydzień, dwa kontaktu.
Tylko z kim? Bo czy można wchodzić w relacje uczuciową skoro z góry się wie, że będzie np. tylko na przezimowanie? Bo tylko takie opcje spotykam ostatnimi czasy, a nad jedną mocno się zastanawiam... Czy można przyzwyczajać drugą osobę do siebie, do swojego zapachu, dotyku, szeptu, krzyku skoro z góry się wie, że w pewnym momencie powie się "nara"? Gdy jest pociąg, dobrze się rozmawia, ale brakuje tego "czegoś"? Czasem ma się dosyć bycia singlem, chciałoby się przytulić, pośmiać, pójść do kina czy teatru z płcią przeciwną, obudzić obok drugiej osoby... Ale to stricte egoistyczne, gdy z tyłu głowy miga lampka "to nie to", "to nie to"... Niegdyś dwa lata tak miałem łudząc się, że lampka w końcu zgaśnie. Nie zgasła. Nie chciałbym znów się w coś takiego pakować, więc w większości wypadków wypad do kina kończy się pocałunkiem w policzek i suchym z mojej strony - Zdzwonimy się., a ich niepewnym i lekko zdziwionym - OK. I tak już ponad 2 lata.

Nie angażuj się jeśli nie jesteś pewien, nie chcesz kolejnej skrzywdzić... Heh. I ta niepewność przekłada się nawet na objęcie czy chwycenie za rękę (mówię o relacjach, które mogłby zaistnieć głębiej, abstrahuje oczywiście od z góry ustalonych niezobowiązujących akcji, które są, a raczej były jak transakcja na allegro - wystawiamy sobie komentarze i więcej się nie widzimy... Brrr....)

Jednak teraz nadchodzą pewne zmiany w moim życiu, planuje wynająć coś w swoim mieście i chyba jestem słabym człowiekiem, bo potrzebuje wsparcia w tej "akcji". Byłoby to egoistyczne, wbrew mojej przemianie, gdybym wkręcił w siebie kobietę o której myślę... ale dobrze się rozmawia... można chyba spędzić ze sobą tę zimę... Ale ponoć dziewczyna, która spędziła nawet jedną niezobowiązującą noc fizycznie z mężczyzną przeżywa rozstanie z nim przez kilka dni jako swego rodzaju żałobę... Cóż może jednak zagryźć zęby i nie wkręcać się... choć w tym wypadku ciężko się będzie wycofać, bo już się wkręciła i mnie to kręci, że się wkręciła... Tak, kręci mnie adoracja kobiet (podobnie jak Ciebie Jarcik, gadaliśmy o tym wczoraj na gg - pozdro :) - kręci mnie ich inicjatywa, ich "zdobywanie", oczywiście po uprzednim moim. Irytuje mnie bierność w tych istotach. Współczuje takim.

- Nie zawsze jesteśmy z osobami, które kochamy - mówi mi koleżanka z Katowic.
"Jeśli świat zrobi ze mnie dziwkę, ja zrobię z niego burdel" - ma w opisie inna.

Smutne to wszystko. Jesienne. Przedzimowe.
Już się chyba nie zakocham. Związki z kobietami już tylko będą pod hasłem - "przezimowanie".
Nie będę miał dzieci - będę singlem-mnichem, wkładającym serce w moją jedyną miłość, jaka nie ustaje (nie licząc krótkiej separacji w 2007 r.) - TWORZENIE. Może taka jest Wola Boga.

Post napisany podczas słuchania kultowej płyty BLACK EYED PEAS

P. S. Chyba się starzeje ;/

Brak komentarzy: