6 lutego 2008

Wyrzeczenia

Dziś w religii chrześcijańskiej zaczyna się post. W okresie tego czasu wyrzeczenie się pewnych rzeczy doczesnych jest największą cnotą. Co ciekawe w wielu innych religiach również: i tak w buddyzmie - niszczenie ego i własnego ja to nic innego jak rezygnowanie ze świadomości bycia, a co za tym idzie z potrzeb i pragnień, a w Islamie cierpienie fizyczne nawet zbliża do Allaha. Nie mówiąc o tym, że w filozofii epikurejskiej czyli tej znanej z hasła "chwytaj dzien" nie chodziło wcale o chwytanie dnia w sposób doczesny, a czerpanie przyjemności rozumiane było ze stanem ducha, kontemplacją piękna, a nie fizycznym wyżyciem się. Gdyż krótkotrwałe przyjemności mogły prowadzić do fatalnych skutków i długiego cierpienia (np. seks = choroba weneryczna), które to było odrzucane przez epikurejczyków jako wartość negatywna (w opozycji do chrześcijaństwa, czy islamu, gdzie cierpienie umacnia i jest cnotą)

A zatem według większości religii powinniśmy wyrzekać się tego co najbardziej pragniemy, uciech, zabaw, całej cielesności... (w przeciwieństwie do satanizmu, czy nietzcheanizmu mówiących, że uleganie instynktom prowadzi do bycia nadczłowiekiem)

Idąc tym tropem można stwierdzić, że uciechy są doczesne, a powinno liczyć się to co wieczne. Możemy być bogami za życia - przez moment, lub po śmierci na wieczność...

W całej teorii postu jednak bzdurą jest kwestia niejedzenia mięsa w piątki czy nieimprezowania. To tylko symbol by rezygnować z potrzeb ciała na rzecz potrzeb ducha - ciało to larwa dusza motylem.

Powyższe myśli jednak zostały odsunięte na dalszy tor w naszym konsumpcyjnym świecie. W dzisiejszej kulturze to ciało jest czymś najbardziej istotnym - rozmaite kremy do ciała, szamopony do włosów, operacje plastyczne. Ulegamy tej iluzji myśląc, że dzięki kultowi ciała możemy osiągnąć szczęście... Kupując Nivea nie kupimy nieśmiertelności, co najwyżej odsuniemy wygląd śmierci na twarzach naszych.

Potańczyć, najebać się, poruchać. To główne cele spędzenia wolnego czasu. Nic dla ducha, wszystko dla ciała.

Kiedyś picie wina służyło komunikacji z bogami. Stan transu był stanem boskim, jak w przypadku obchodów ku czci Dionizosa w starożytnej Grecji. Dziś to jedynie lekarstwo na smutki.

Uprawianie seksu tantrycznego prowadziło do komunikacji z rzeczywistością pozamaterialną - duchową - wielu podczas orgazmów doznawało stanu wychodzenia z ciała będąc przez moment w zaświatach... Dziś to tylko stan krótkotrwałej ekstazy ciał (nie ducha)...

Doznając jedynie uciech fizycznych na chwilę jesteśmy szczęśliwi. To prawda, jednak potem ból istnienia znów dopada chwyta za gardło. Może to dusza, która została zaniedbana i upomina o swoje...

Może zatem rzeczywiście powinniśmy pomyśleć o tym, że wyrzekanie się cielesności jest czymś fajnym. Ćwiczeniem woli. Ćwiczeniem ducha.

Może nie powinno się liczyć ile kobiet się w swoim życiu przeleciało, ale ile razy udało się opanować ów instynkt... Bo przecież opanowanie tkwiącej w nas zwierzęcości to jest dopiero hardcore... to jest bycie macho - a nie odwrotnie...

Może życie doczesne nie jest końcem i nie należy przejmować się za bardzo popędami skorupy trwającej przez te mgnienie istnienia (a potem gnijącej w ziemi) bo tkwi w niej nieśmiertelna dusza, i to ona ma znaczenie.

P. S. Oczywiście w tym wyrzekaniu się nie popadajmy w skrajności, bo przecież zarówno ciało jak i dusza póki co są nierozerwalnie ze sobą związane - oddziaływują na siebie, przenikają się... Kiedy jedno słabnie, drugie również... Dobrze jest zatem zachować między nimi równowagę. Dbać o obie w tym samym stopniu. Elo.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

ja bym jeszcze dodał szamanizm (czyli najstarszą religię świata) do tego duchowego kotła. Don Juan zalecał Castanedzie tzw. nie-działanie. Nie-działanie przeprowadzało się na dwóch polach. W rzeczywistości empirycznej i śnionej. Jak sama nazwa wskazuje polegało na wykształceniu w sobie zachowań odmiennych do rutynowych działań naszej osoby (naszego ego) co miało prowadzić do obudzenia naszej drugiej, uśpionej strony, do obudzenia świadomości w czasie snu (LD, czyli Lucid Dream to pierwsza brama śnienia, OBE to trzecia brama w klasyfikacji szamanizmu tolteckiego). Post dla ego, które nauczone rutynowych działań i zachowań zaczyna się zmieniać pod wpływem nie-działania. Zaczyna się wyrzekać siebie, swojej codziennej maski, by uświadomić sobie że wszystkie nasze maski są tylko iluzją w teatrze życia. Jedna z konkretnych praktyk to robienie czegoś dla samego robienia a nie dla skutków, celu czy korzyści (jako że kultura narzuca nam ciągle zachowanie które ma do czegoś konkretnego prowadzić - idź na studia by dostać dobrą pracę, zdobądź pracę by założyć rodzinę, kup płatki takie a takie bo dzięki nim będziesz miał to i to itd.). Szamani radzą coś przeciwnego - zabierz swoje naczynia na wycieczkę albo poprzebijaj bąbelki w lemoniadzie igłą (ten drugi przykład pochodzi z wywiadu z L.U.C.iem notabene, u którego można odnaleźć szamański sposób myślenia i postrzegania świata). Nie służy to niczemu i dzięki temu ego zostaje poddane próbie (analogicznie w alternatywnym świecie, w którym kultura ‘promuje’ działanie bez celu, nie-działaniem będzie wtedy działanie celowe). Bardziej hardcorowe metody polegały np. na zostaniu kobietą (w przypadku mężczyzny) i na odwrót w przypadku kobiety. Trzeba było się przygotowywać do roli nawet miesiącami, ale jeżeli już się w nią weszło trzeba było wytrwać i działać przekonująco. Trzeba było na chwilę stać się kimś innym, by zniszczyć ego na chwilę, a co za tym idzie wyzwolić ducha spod niewolniczych kajdanów naszej normalnej świadomości, spod władzy ciała (szamani ponoć tak sprawnie działali śniącym ciałem że byli w stanie wchodzić nim w naszą rzeczywistość, a co za tym idzie czynić cuda, jako że nasze duchowe ciało ma pełną władzę nad materią; Jezus przybył po zmartwychwstaniu do apostołów swoim śniącym ciałem, to by tłumaczyło jego cuda także – ‘Królestwo moje jest nie z tEgo świata’). To by także tłumaczyło np. dlaczego hollywoodzcy aktorzy ponoć spotykają się w astralnej rzeczywistości (pamiętasz kiedyś o tym rozmawialiśmy przed budynkiem Instytutu) – bo poprzez wchodzenie w poszczególne role niszczą swoje ego, a co za tym idzie mają większe szanse w ten sposób na obudzenie swojej duszy – uśpionego, śniącego brata. Dobra, to tyle ode mnie. Nie-działania i pobudki duszy życzę zatem Tobie, sobie i wszystkim ludziom na naszej planecie nie tylko w czasie Postu i pisania postów:). Peace. Pozdro.

NemezisEgo pisze...

Oj Łukasz Łukasz, może Ty też powinieneś założyć bloga? Serio - dobry jestes :) Pooozdro.

Anonimowy pisze...

gdyby jeszcze stosowal akapity to juz w ogole byloby bosko