19 grudnia 2007

Bajka o Kocie, Co Świecący Ogon Miau...

Anetce G. /niejako współautorce, za inspiracje, rozmowy i "myślenie".../

ROZDZIALIK I

PROLOG



Dawno dawno temu, za górami za lasami był sobie las, w którym mieszkały zwierzęta. W zasadzie żyły w harmonii, gdyż porządku w lesie pilnował jego szeryf żubr Stefan. Był on największym ze zwierząt wszystkich i wbrew opinii wszystkich nigdy nie puszczył, czasami tylko wieczorami podchodził bardziej… dlatego też został szeryfem. Żałował, że nie ma swojego konia, zdając sobie sprawę z absurdu tego pragnienia.

Jedyny dziki koń w tym lesie niejaki koń Bronisław unikał żubra jak ognia, nie tylko ze względu na kowbojskie zapatrywania żubra, ale także na swoją końską przynależność do leśniej mafii handlującej magicznym owsem, podobnym w działaniu do soku z gumijagód. Koń Bronisław prowadził niegdyś ów nielegalny biznes z dzikim kotem, imieniem Marco.

Kot jednak jak to zwykle koty zbytnio lubił chodzić swoimi ścieżkami i pewnego razu pokłócił się z koniem Bronisławem jak to koń z kotem (psów w lesie nie było).

Stało się to za sprawą pewnego wydarzenia. Kot Marco doznał swego rodzaju objawienia. Wylegując się na mchu, którejś nocy obudziło go nieziemskie światło. Wolno otworzył swoje ślepia, stanął na równe łapy i zdębiał (a że przebywał dużo z koniem przyszło mu to z niewyobrażalnie lekką łatwością). Powodem jego trwogi był fakt, iż nigdzie wokół nie było źródła owego magicznego światła. Kot Marco zaczął biegać po lesie, a światło biegło za nim. Jakby go goniło. Wpierw pomyślał, że najadł się za dużo owsa i to powoduje owe haluny.

Zrozumiał jednak, że nie to było przyczyną, w momencie gdy trafił nad strumyk. A że jak to koty, nawet te dzikie nie lubią wody parsknął okrutnie i już już miał się wycofywać od strumyka, gdy właśnie w owym momencie dostrzegł, że to w wodzie jest źródło światła. Z niechęcią musiał się nachylić nad wodą, gdyż nie mógł powstrzymać swej kociej ciekawości (ech gdyby tylko znał angielskie idiomy typu jak to ciekawość zabija koty1). Z przejęciem ujrzał swe własne odbicie w wodzie, oraz fakt, iż źródłem tego nieziemskiego światła jest jego własny ogon. Odwrócił łeb. Faktycznie – ogon kota Marco świecił.

Tak oto kot przeżył oświecenie. Poczuł, że dostał dar od losu. Że jest wybrańcem. Tego samego dnia udał się do konia Bronisława i powiedział, że kończy z przestępczym życiem. Koń Bronisław wyśmiał go końskim śmiechem, lecz wtedy dopiero dojrzał, że kot świecący ogon ma (czytelnikowi należą się wyjaśnienia, że koń Bronisław cierpiał na delikatną w skutkach, na całe szczęście końską ślepotę). Dostrzegając świecący ogon przeraził się, myśląc że to jakiś nadajnik i że kot Marco jest w zmowie z Żubrem Stefanem i nagrywa całą rozmowę. Czmychnął stepem w las i tyle go widziano.

Odtąd kot Marco postanowił przestać jeść owies (w terapii odwykowej pomogły wiewiórki dając orzechy) i zaczął wieść porządne życie. Przechadzał się po lesie lansując się wszech i wobec swoim świecącym ogonem. Wszyscy podziwiali, że kot przeszedł na dobrą drogę życia, nawet Żubr Stefan coraz mniej podchodził bardziej, a więcej bił brawo.

Jedynie Jeż Grzegorz przypatrywał się temu z lekkim pobłażaniem. Węszył w tym podstęp. Nie ufał kotu. Wierzył, że jest to jakiś spisek i że dzięki jego rozwikłaniu może zrobić karierę. A jako zastępca szeryfa Jeż Grzegorz miał aspiracje do przejęcia po żubrze kontroli nad lasem (nie mówiąc o personalnych potyczkach z kotem, gdy ten pomylił jego małżonkę Jężylę Elę z kocicą, gdy ta opalała się na kolcach ukazując jedynie futro, ale nie wnikajmy w szczegóły owego zajścia, gdyż przecież jest to bajka). Wątpliwości w Grzegorzu Jeżu, czy też Jeżu Grzegorzu (wymiennie używał swych personaliów) wzbudził fakt iż po dziennej prezentacji w lesie kot Marco udawał się na tajemniczą polanę z której wieczorami dochodziły dziwne hałasy na myśl przywodzące jedynie kocią muzykę. A że polana była przez kota Marco wykupiona nikt nie wkraczał na teren jego posesji bojąc się wystosowania pozwu przez kota do Sądu Puchacza (Puchacz Teodor był surowym sędzią za pan brat żyjącym z szeryfem Żubrem, razem stanowili Prawo Lasu, jak szeptały mrówkojady).

Jeż Grzegorz miał zagwozdkę – nie mógł bez nakazu wkroczyć na ten teren a podejrzenia rosły. Kot Marco zaczął się ubierać w coraz bardziej lanserskie ciuchy, nie mówiąc o wypasionych siedmiomilowych butach marki Adidas mile power. Jeż Grzegorz rozmyślał: „skąd on ma te ciuchy skoro niby mówi że przestał handlować owsem? Skąd u niego te „kocie ruchy”, skoro przeszedł wiewiórczą terapię odwykową udokumentowaną przez Tukana pieczątką dziobną? I skąd do cholery ten świecący ogon? – jeż Grzegorz nastroszył kolce (Wtedy mu się lepiej myślało.)- muszę zdobyć ten cholerny nakaz by wkroczyć na posesje kota i odkryć jego mroczny sekret! Tylko jak? (zasmucił się jeż Grzegorz siedząc w norze szeryfa, aż mu kolce opadły). Spojrzał na ulubiony plakat szefa na którym prężyła się puma z puszczy (żubr Stefan nigdy nie puszczył, ale uwielbiał zwierzęta z puszczy a przede wszystkim pumę).

Jeż Grzegorz dołował w samotności (Żubr poszedł podchodzić bardziej wówczas): temu cholernemu dupkowi żubrowi wydaje się, że panuje nad lasem, wydaje mu się, że jest pumą i się puszczy, a przecież beze mnie by zginął, co z niego za szeryf, wszystkie zagadki kryminalne ja rozwiązałem, czemu żubr ma zbierać splendor? /gwoli ścisłości w rozwiązywaniu zagadek równie mocny był Żbik, poprzednik Jeża, który został wyrzucony przez Żubra z szeryfostwa za nadmierne używanie alkoholu, odtąd Kapitan Żbik stał się Detektywem Żbikiem prywatnym i pił codziennie – jego interes staczał się na dno, podobnie jak on sam i wszyscy o nim zapomnieli/

Muszę rozwikłać tą zagadkę kota – wtedy zdobędę uznanie. – myślał Jeż - Tylko jak? – myślał i wpatrywał się w pumę na plakacie.

I wtedy doznał olśnienia!

Wymyślił plan.

Poszedł do żubra Stefana mimo, iż ten nie lubił gdy mu się przeszkadza w trakcie podchodzenia bardziej.

- Nie przeszkadzaj! – warknął szeryf, gdy dostrzegł swego zastępcę.
- Szefie! – zapiszczał jeż Grzegorz – wiem, że obecnie podchodzisz bardziej, ale nie wkurza Cię, że kot ma buty marki Adidas?
Żubr poczerwieniał ze złości.
- A ma?! – krzyknął niedowierzając.
- Ma i to nowiusieńkie, piękne nie takie, co te twoje zniszczone Pumy!

Żubr ze względu na swoje upodobanie do product placement (użyczył swojej nazwy piwu, oraz wódce) znosił wszelkiego rodzaju marki, trade marki firm i loga, ale jednego znieść nie mógł. Dominacji innej marki niż Puma. A że obecnie to kot był w centrum zainteresowania lasu, a nie jego szeryf, ewidentnie marka Adidasa rosła w siłe… /choć nie miała przedstawicielstwa u zwierząt/

- Chciałbym udać się na posesje kota… Zabrał bym mu adidasy i zniszczył. Potrzebuje tylko pozwolenia wejścia na teren prywatny… - jeż Grzegorz misternie snuł swą intrygę, niczym jakiś pająk sieć.

Żubra Stefana dłużej nie trzeba było namawiać. Tego samego dnia udali się do Puchacza Teodora i ten wystawił jeżowi Grzegorzowi pozwolenie wejścia na teren posesji kota (puchał przy tym okrutnie, ale w końcu udało się go namówić).


Rozdzialik 2
O TYM JAK JEŻ GRZEGORZ ODKRYWA SEKRET KOTA MARCO



Noc nad lasem rozpostarła swoje skrzydła.

Kot Marco, co świecący ogon ma po całodziennej prezentacji w lesie swojej osoby wolnym krokiem zmierzał w kierunku swej posesji dumnie prezentując zarówno ogon jak i swoje adidasy marki Adidas (nie wspominając o baseballówce na głowie – ostatni krzyk mody zastępujący kocie meloniki). Człapiąc kocim chodem oświetlał sobie teren ogonem nucąc pod nosem melodię piosenki: „Aaaa… kotki dwa, szarobure, szarobure obydwa” w wersji rapowanej. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że ktoś go może śledzić, a tym bardziej, że jest to zwierzę na krótkich łapkach zaliczane do rzędu owadożernych.

Owym zwierzęciem był Jeż Grzegorz, który pomimo ogarniającego go zmęczenia, nie poddawał się, dzielnie człapiąc. Gdy kot dotarł do swej posesji jeż ukrył się za jednym z drzew i zaczął szybko łapać oddech. Łapki bolą, kolce kłują, ale czego się nie robi dla kariery – myślał.
Wtem z polany zaczęła dochodzić kocia muzyka. Jeż wychylił się zza drzewa i obserwował. Kot Marco na środku swojego terytorium grał na złotej trąbce hejnał mariacki. Dął w instrument nadęcie i z całych sił. Jeż Grzegorz rozejrzał się. Dostrzegł wśród drzew kilka par ślepi. Ale dziwnych ślepi, takich trudnych do sklasyfikowania pod konkretny gatunek zwierząt. Gdy kot urwał hejnał, zaczął się kłaniać w kierunku obserwujących go istot. Dostał gromkie brawa od tajemniczych zwierząt. W kierunku kota posypały się złote monety. (to stąd ma pieniądze na te swoje luksusy – myślał jeż Grzegorz) Kot był dumny i blady, a jego świecący ogon jeszcze bardziej świecący.

Jeż zjeżył się podniecony coraz większym nastrojem tajemnicy.

Cztery pary ślepii wyłoniły się z lasu. Księżyc oświetlił postaci. Były to duże zwierzęta stojące na dwóch długich łapach, na myśl przywodzące jedynie jakieś dziwnego rodzaju odmianę małp, tylko bez owłosienia. Jeż myślał próbując przypomnieć sobie nazwę owego gatunku… ale z marnym skutkiem. Dostrzegł, że dwójka owych zwierząt trzyma w swoich łapach sieć (jeż był pod wrażeniem możliwości chwytnych owych zwierząt). Zwierzęta podeszły do kota Marco i zarzuciły siatkę na niego. Jeż był pewien, że to znów jakiś performance, po chwili jednak uświadomił sobie grozę sytuacji. Kot Marco wierzgał, drapał łapami i niemiłosiernie miauczał. Jego świecący ogon wił się na wszystkie strony. Było to zbyt naturalne by mogło być przedstawieniem. Zwierzęta na dwóch łapach trzymając kota Marco w siatce oddaliły się w ciemność lasu szepcząc coś w nieznanym języku do siebie.

Jeż Grzegorz był pewien tego, co się tu wydarzyło.

Kot Marco został porwany.

Po chwili jeż przypomniał sobie zasłyszaną niegdyś od pewnego zbłąkanego bezpańskiego psa (uznanego za psychicznie chorego ze względu na rzeczy, jakie opowiadał zwierzętom lasu o świecie, z którego przyszedł) nazwę gatunku owych dwunożnych zwierząt.
Homo-sapiens.

Ludzie…


ROZDZIALIK 3
POWOŁANIE DRUŻYNY - WYPRAWA



Żubr Stefan chodził w kółko żubrząc do siebie i od czasu do czasu parskając. To był kolejny dzień, gdy w lesie kot Marco się nie pojawiał. Historia opowiedziana przez jeża Grzegorza wydawała się zatem bardzo prawdopodobna. Żubr pociągnął łyka napoju, któremu użyczył nazwy (tego mocniejszego) i postanowił zwołać zebranie zwierząt (niczym jakiś Żubr Lew).

Wiewiórki były podniecone. Od dawna nie było w lesie uroczystego zebrania. Dzięcioły wybijały tajny rytm spraszający zwierzęta.

Nawet detektyw Żbik pojawił się na owym spotkaniu, co wzbudziło wiele kontrowersji ze względu na fakt, iż… był trzeźwy.

Nie będziemy zanudzać drogich, lub tanich czytelników snuciem opowieści o tym zgromadzeniu zwierząt (proponuje obejrzeć film „Król Lew” i wszystko stanie się jasne). Skupimy się na najbardziej znaczących momentach owego wydarzenia. Otóż po przedstawieniu zwierzętom przez Żubra zaistniałej sytuacji (jęknęli wszyscy, włącznie z kretami, które wyszły z podziemi po raz pierwszy od niepamiętnych czasów) odezwał się Żbik (również od niepamiętnych czasów trzeźwy i sensownie mówiący):

- To, że kot ma konszachty z ludźmi wiedziałem od dłuższego czasu. Miał je dużo wcześniej, niż gdy zaświecił mu ogon. Kupowali od niego owies… Inaczej to nazywają. Nie ważne. Ważne jest jedno. Wiem jak dostać się do ich świata. Znam drogę. Mało tego znam sposób.

Żubrowi zakręciła się łza w oku, przypomniał sobie czasy jak Kapitan Żbik był jego zastępcą.

Łyknął Żubrówki i zapytał oficjalnym tonem:

- Jaki?
- Trzeba ich udawać. Pytanie tylko, czy chcemy odbić kota Marco? - Żbik zapalił cygaro.

Wszystkie zwierzęta zaczęły skandować, wyć, puszczyć, trelić, szczekać imię kota Marco.

Nie ulegało wątpliwości trzeba było ruszać na ratunek!

Harmider zwierzęcych głosów uciszył Żubr:

- Dobrze, kapitanie eee.. detektywie – Żubrówka robiła swoje, Żubrowi plączył tfu… plątał się język – Jak udawać?

- Będąc w ich świecie – Żbik zaciągnął się cygarem – zabrałem rzeczy, które zakładają na futro.

Mam ich ubrania. Teraz trzeba wybrać zwierzęta, które nauczą się chodzić na dwóch łapach. O tak…

Żbik był w niezwykłej formie, stanął na dwóch łapach / czy terapia przeciw uzależnieniom made by wiewiórki sa mogłaby być aż tak skuteczna? /

Zwierzęta jęknęły.

Przemówił Świstak:

- Słuchajcie! Słuchajcie! Zaraz, zaraz. Coś mi tu zawijaniem w sreberko pachnie! Cała ta opowieść. Przede wszystkim ludzie to zwierzęta mityczne! Czemu wszyscy łyknęliście czekoladę (w znaczeniu ściemę), że to ludzie porwali Marco. Jak dla mnie to wszystko bujda! Nie można chodzić na dwóch łapach. To wbrew naturze.

Małpy się oburzyły. Rozpoczęła się dyskusja. I nagle…

Ktoś parsknął za rogiem…

Zza drzew wyłonił się koński łeb.

- Gdy usłyszałem o Marco wróciłem – rzekł koń Bronisław.

Wszyscy znów jęknęli. Oj dawno takie dziwy nie działy się w ich lesie…

- Mogę potwierdzić, że ludzie istnieją. Mało tego używają nas koni jako środków transportu. Wiem, bo mnie też używali, ale zwiałem.

Krety schowały się do podziemi. To było dla nich za dużo jak na ich krecie serca. Tchórze dołączyły do nich. Wiewiórki zostały. Jadły orzechy i chichotały /śmiech napisanych przez nie podręczników, to obrona przed strachem, a orzechy dobre na mózg/.

Dalej wydarzyło się dużo, ale obiecaliśmy nie zanudzać.

Powołano kandydatów do drużyny.

Żubr Stefan pod koniec obrad był już tak pijany, że zebrało mu się na uczucia. Przytulił mocno Żbika i rzekł, że na nowo mianuje go kapitanem i dowódcą drużyny.

Żbik zarządził wśród zwierząt treningi na chodzenie na dwóch łapach. Ci co będą robić to najlepiej pójdą z nim odbijać Marco.

Jak się łatwo domyślić ze względu na przebiegłość i bycie cwanym najlepiej oprócz małp udawało się to lisom. Żbik wśród tego gatunku wybrał lisa imieniem Tomasz.

Wśród małp wybrano Tytusa.

Do drużyny zakwalifikował się także koń Bronisław (puchacz Teodor darował mu wyroki), ale nie ze względu na chodzenie na dwóch kończynach, ale wieloletnią znajomość z kotem Marco. W mistyfikacji nie miał udawać ludzi, bo i tak z tego co mówił wynikało, że ludzie używają koni, a zatem miał być sobą czyli koniem (który mówi).

Największym przegranym stał się Jeż Grzegorz. Nie został wybrany do drużyny ze względu na wielość kończyn…

Drużyna ruszyła w kierunku wskazanym przez Kapitana Żbika i konia Bronisława.

Jeż Grzegorz jednak postanowił iść za nimi potajemnie, niczym Smeagol.

Wyruszyli rankiem.

Kapitan Żbik dosiadał konia Bronisława (dla zachownia pozorów, że jest człowiekiem traktując konia jako środek transportu) ubrany w czarny płaszcz, kapelusz. Palił cygaro.
Za nimi podążał lis Tomasz ubrany w garnitur, oraz orangutan Tytus (w koszulce z napisem „Tytus”).

- Biedny Marco, pewnie torturują go… - mówiła małpa.
- Eee.. czasami tortury bywają przyjemne – zasyczał lis. – nieźle się obłowił na tych ludziach.

Chytry był i to go zgubiło – dodał po chwili.

Bronisław słysząc tą rozmowę parsknął.



ROZDZIALIK 4
DRUŻYNA DOCIERA DO LUDZI


Wyszli z lasu. Trafili na udeptany szlak. W oddali majaczyły domostwa ludzi. Wtem Żbik coś zauważył.

- Patrzcie! To Marco! – krzyknął.

Koń Bronisław zdębiał.

- Gdzie? – zaczał rozglądać się wokół (mówiliśmy już o jego końskiej ślepocie?)

- Ty ślepy durniu – lis nastroszył sierść – na słupie.

Rzeczywiście na pobliskim słupie widniał Marco.

A raczej jego podobizna. Oczom drużyny ukazał się plakat, na którym kot Marco dumnie reprezentował swój świecący ogon.

- Znam trochę pismo ludzi – dumnie powiedział koń Bronisław, który nie tylko mówi, ale jak się okazało i czyta. – Tu jest napisane: „Cyrk Bolka i Lolka. Tylko w nim zobaczycie mówiącego kota ze świecącym ogonem”
- Co to znaczy napisane? – zapytał Tytus orangutan.
- Co to znaczy cyrk – parsknął koń Bronisław.
- Cyrk to coś takiego jak nasz Dzień Zwierząt Nie Mówiących głosem, taki festyn. – powiedział Żbik. – Musimy tam iść. Biedny Marco, pewnie głoduje… torturują go, jest na łańcuchu. Trzeba go uwolnić! W końcu należy do kotowatych jak ja! – patos sprawił słów własnych, oraz łza kręcąca się w oku, sprawiły, że znów zachciało mu się upić, jednak opanował się i powstrzymał głód alkoholowy…

I tu znów elipsa czasowa, znów cięcie montażowe. Gdyż jakby nie było jest to bajka, a bajka jest przeznaczona dla dzieci, a dzieci nie lubią wątków pobocznych, nie lubią przynudzania. Zatem nie będzie ich interesowało jak zwierzęta trafiły do cyrku, jak pytały pewną młodą urodziwą kobietę z pudelkiem na spacerze o drogę (oraz o tym, że lis Tomasz zakochał się w suczce do nieprzytomności, a imię jej było Hanna). Dzieci będzie interesowało co dalej z kotem Marco.

Nawet te duże dzieci.

Zatem pomijając okoliczności drużyna dotarła do cyrku Bolka i Lolka, kupiła bilety i usiadła w pierwszym rzędzie (koń Bronisław jednak musiał zostać na zewnątrz, nikt z ludzi nie poznał, że to zwierzęta – lis, żbik, oraz Tytus opanowali chodzenie na dwóch nogach do perfekcji). Bolek i Lolek wyszli na scenę i mówili jednym głosem:

- Prezentowaliśmy Państwu w naszym cyrku misia Uszatka, prezentowaliśmy Gumisie, wróbelka Elemelka i Ćwirka, a także Kolargola i najnowszy krzyk mody – prosto z Parady w Berlinie – Teletubisie. Ale to nic w porównaniu z tym, co przed Państwem. Bo teraz. /werble/ Teraaaaaaaz przed Państwem Koooooooooooot cooooooooo świecącyyyyyy ogon maaaaaaa!

Na scenę wyszedł Marco. O dziwo nie miał przywiązanego do łapy łańcucha, jak Żbik sobie wyobrażał. Mało tego - on przytył – żbik nie mógł uwierzyć własnym oczom.

Kot Marco dumnie chodził po scenie prezentując ogon świecący. Homo-sapiens biły brawo. Krzyczały. Tytus jako małpa dał się ponieść atmosferze swoich następców ewolucyjnych i gwizdał z całych sił. Lis myślał o pudelku Hannie rozmarzony. Jedynie Żbik, jak na kapitana przystało miał minę pokerzysty i Bogarta Humphrey`a w jednym i… myślał.

Kot Marco zaczał opowiadać dowcipy:

- Przychodzi zając do lisicy. Lisica seksownie nastroszyła piękny ogon. „Mąż w domu?” – pyta zając. „Nie”- szepnęła lisica. Lis wyjął banknot. „Słuchaj lisica” – rzekł – „Ta stówka może być twoja, ale wiesz musimy ten Teres” „Że co niby?” – lisica udawała zdezorientowaną. „Bara-bara” – rzekł zając. „Chyba żartujesz”. Zając pokiwał przecząco głową. Lisica trzasnęła drzwiami mu przed nosem. Potem cały wieczór rozmyślała o zającu i stówce, która przecież piechotą nie chodzi. Zając pojawił się na drugi dzień. „Mąż w domu?” – spytał. Lisica odrzekła: „Nie”. „Chcesz stówkę”. Lisica dłużej nie myślała, jak to lisica – chytra i napalona. Rzuciła się na zająca. Zakotłowało się. Wieczorem mąż lis wrócił z pracy. Lisica podśpiewywała radośnie. „A co ty taka zadowolona?” – spytał lis. „A nic” – rzekła lisica. „Zając był?” – spytał mąż. Lisica podkuliła ogon: „Był” – odrzekła niepewnie. „Stówkę oddał” – spytał lis.

Sala jęknęła śmiechem. Jedynie lis wyrwany z letargu, przestając myśleć o pudelku wyszczerzył kły:

- A to suka! – warknął przez zęby. – Niech no tylko wrócę do domu! Jak on śmie o tym opowiadać!
- Zamknij się! – rzekł Żbik. – jeszcze niedawno chciałeś zdradzać swoją lisice z pudelkiem, zboczeńcu.

Lis podkulił ogon…

- Myśliwy wpadł do niedźwiedziej jaskini. – zaczął kolejny dowcip kot Marco - Rozgląda się - pusto, tylko pośrodku jaskini siedzi na nocniku mały niedźwiadek. „- Tata w domu?” - zapytał myśliwy lękliwie. „- Nie.” „- A mama - w domu?” „- Też nie.” „- No to szczeniaku po tobie!” - mruknął złowieszczo myśliwy ściągając fuzję z ramienia. „- BAAAAAABCIAAAAAAAA!!!” – krzyknął niedźwiadek.

Sala znów jęknęła. Marco również śmiał się ze swojego dowcipu, ale nagle przestał…

Dostrzegł kto siedzi w pierwszym rzędzie.

Tym razem nawet Tytus się nie śmiał. Żbik, małpa i lis patrzyli na Marco złowieszczo.

Kot Marco podkulił świecący ogon i czmychnął za kulisy. Żbik, małpa i lis niewiele myśląc rzucili się za nim. Tym razem na czterech łapach.

Sala skandowała: - Marco! Marco! Marco!

Zbiegi za kulisy. Garderoba z napisem Marco. Wywarzyli drzwi. Marco schowany był w rogu. W garderobie wszędzie były puste opakowania Whiskas, oraz… Whisky, to co koty lubią najbardziej…

Drużyna rozejrzała się.

- A więc to tak – rzekł Żbik. – Nie z nami te numery Marco. To my przemierzamy taki hektar, żeby cię ratować, bo myślimy że cierpisz, a ty żyjesz jak król.

- Może Whiskas? – zaproponował Marco – naprawdę pyszny.

- Zdradziłeś nas dla whiskasu. Zwierzęta płaczą za tobą!

- Ale to nie moja wina, że ludzie są fajniejsi… Zobacz, żbik… Spróbuj whisky… Lubisz alkohol przecież… To cudowne miejsce…

- Wiesz, co Ci powiem – zaczął Żbik. – Serdecznie pierdolę, że jesteś z kotowatych! – skończył wypowiedź i rzucił się na kota. ZaKOTłowało się… Tytus i Tomasz daremnie próbowali ich rozdzielić. To była kocia walka.

- Co tu się dzieje – rzekł głos w drzwiach.

Był to Bolek.

Lis, Tytus, Żbik, kot Marco stanęli na dwóch łapach.

- Marco – kim są ci panowie? – spytał nie poznając, że to zwierzęta. – Ludzie skandują twoje imię! Wracaj na scenę! Oj chyba pogadam z Lolkiem i na jutro nie będzie Whiskas… Oj nie będzie.

Marco ukląkł:

- Nie proszę. Błagam. Ci panowie to Wasz nowy nabytek. To nie ludzie. To mówiące jak ja głosem zwierzęta! – jednym ruchem łap zdarł garnitur lisa.
- Dzień dobry. – powiedział niepewnie lis. – Tomasz jestem.
- Tak, ale kolega Marco się pomylił – rzekł Żbik. – nie jesteśmy żadnym waszym nowym nabytkiem, czy po zwierzęcemu narybkiem. Jesteśmy wolnym zwierzakami. – wypiął dumnie pierś.
- Serio – Bolek zbliżył się.

W mgnieniu oka chwycił za kark Żbika i Lisa. Szamotali się, ale Bolek był silny. Nie wydaję mi się.

Tytus orangutan spanikował. Strach miał w oczach.

- Proszę ich puścić. Marco zrób coś!
- Nic nie zrobię. Bolek jest w porządku. To dostanę whiskas? – spytał kot Marco, a jego ogon z podniecenia zaświecił się jeszcze jaśniej.
- Nie wierzę – zaciskał zęby Żbik – Widać wiewiórki w twoim wypadku poniosły klęskę. Byłeś narkomanem i jesteś nim nadal. Uzależnili cię od Whiskas!
- Dostaniesz dostaniesz – rzekł Bolek uśmiechając się i ignorując szamoczącego się Żbika (cicho cicho kotku).
- Nie wydaję mi się! – rzekł piskliwy głos u drzwi. – Tytus chodź tu!
Tytus nie wierzył własnym oczom.
- Jeż Grzegorz! – podbiegł i chwycił jeża jakby chciał rzucić mu się w ramiona, niepewnie go jednak trzymał, nie wiedząc za bardzo jak to zrobić. W końcu spytał: - Szedłeś
za nami?
- Tak – odparł jeż - i teraz również wiedziałem, że wylewnie mnie przywitasz i chwycisz w ręce. A teraz rzucaj!!!
- Słucham? – Tytus drugą ręką podrapał się po głowie.
- No rzucaj mną kurwa w Bolka a ja nastroszę kolce!
- Aaa – skumała małpa po czasie (taki niekumate te małpy, a mówi się, że umieją pić Pepsi, ech – pomyślał jeż – zoo legend)

Tytus jakby wyczytał myśli jeża i naprawiając nielotność umysłu z całej siły rzucił jeżem w Bolka. J
eż podczas lotu jak rzekł, tak nastroszył kolce. Jeż Grzegorz wbił się w twarz Bolka. Poleciała krew. Bolek zawył i wypuścił żbika oraz lisa z rąk.

Tytus szybkim ruchem chwytnych łap małpy wyrwał jeża z zakrwawionej twarzy Bolka i jak pozostali czmychnął ku wyjścia. Stanał jednak w drzwiach i spojrzał na Marco:

- Idziesz z nami? – spytał.

Kot Marco miał łzy w oczach.

- Nie mogę. – chlipał.

Tytus machnął ręką.

Małpa, lis, żbik i jeż uciekli z cyrku, a kot Marco został.

Płakał jak bóbr.




ROZDZIALIK 5
PO POWROCIE DO LASU ORAZ JESZCZE JEDEN NIEOCZEKIWANY POWRÓT ORAZ KONIEC


Zebranie zwierząt odbywało się w nocy.

Zwierzęta były poruszone. Wiewiórki leczyły rany Żbika po pojedynku z kotem Marco. Żubr odznaczył wszystkich medalami. Lis Tomasz kończył opowieść:

- Nie dość, że nie chciał wrócić, to chciał aby nas ludzie uwięzili! – żałość była słyszalna w jego głosie.

„Nie możliwe” – szmer był słyszalny.

- Zdrajca! – krzyknęły bobry jednym głosem.
- Nie możliwe! – szeptały mrówkojady powoli zaczynając wierzyć.
- Na dowód mamy plakat – Tytus rozwinął plakat na którym kto Marco reklamował cyrk Bolka i Lolka.

Nikt już nie miał wątpliwości. Nawet krety, które i tym razem wyszły na powierzchnie.

- Zdrajca! – krzyknęły wszystkie zwierzęta, a wtórowało im echo.
- Mamy jeszcze jedną smutną nowinę – rzekł Żbik dziękując ruchem głowy wiewiórkom za opatrunek – koń Bronisław nie wrócił z nami. Zgubiliśmy go w tłumie w trakcie ucieczki.
- Hola hola! – rzekł znajomy głos zza drzew. – Nie nie wrócił. Tylko dokończył za Was sprawę.

Koń Bronisław wyszedł zza drzew.

Wszyscy jęknęli ze zdziwienia. Krety schowały się do podziemi a strusie zanurzyły głowę w piasek. Powodem jęknięcia nie był jedynie fakt, że koń pojawił się z znienacka (po raz drugi zresztą w podobnych okolicznościach spotkania zwierząt), ale to, że otaczała go jasna poświata.

Jasna poświata bijąca z ogona kota Marco leżącego na grzbiecie konia Bronisława. Kot Marco był cały poobijany. Półprzytomnie patrzył na zwierzęta.

Dzięcioły rozdziawiły dziub z niedowierzania.

- Po waszym czmychnięciu – mówił koń, który mówi – Bolek i Lolek chcieli ukatrupić Marco. Uratowałem go.
- Uratowałeś zdrajce!– bobry wymierzyły palcem /w nierównej walce? – przyp. WWO/
Wszyscy mieli groźne miny patrząc na kota Marco.
- Kot Marco ma wam coś do powiedzenia – rzekł koń Bronisław.
- Nie chcemy go słuchać – krzyczały Tukany, jeżozwierze, wilki i lisy. Wszystkie zwierzęta zaczęły się zbliżać do konia Bronisława i leżącego na jego grzbiecie kota Marco (wszystkie oprócz strusie które zakotwiczyły się łbem w ziemię i kretów pod nią schowanych, dosłownie wszystkie… czujecie dreszczyk emocji?)

Zaczeły tworzyć krąg. Krąg wściekłości

- Dajcie mu powiedzieć. – zarządził Żubr jednakowoż zdając sobie sprawę, że nie za bardzo panuje nad sytuacją i niepewny żubrzy głos mając.

Wilki szczerzyły kły ale zatrzymały się.

Kot Marco ledwie się podniósł. Zszedł z konia Bronisława. Krew leciała mu z pyska. Ogon jego zapalał się i gasł. Wyglądał żałośnie.

- Słuchajcie – powiedział i wypluł zęba (górnego kła gwoli ścisłości) – wiem, że zachowałem się jak tchórz, jak zdrajca wiem to.

Krąg stawał się coraz mniejszy w miarę mówienia kota.

- Ale miałem wysłać do was list. List ostrzegający. Nie mogłem niestety przybyć do was i wam tego co zaraz powiem rzec osobiście… Nie mogłem, bo uzależnili mnie. Nie wiem czy wiecie ale dawali mi też zastrzyki jak to się u nich mówi – chodziłem do Weterynarza… Ale nie to jest istotne… Jest istotne to co chcę wam powiedzieć. Proszę wysłuchajcie mnie uważnie – musicie uciekać stąd!

Kot chciał kontynuować, niestety nie zdążył.

W momencie jego mowy toczyła się bowiem taka oto dyskusja między bobrami:

- Co on gada?
- Nie wiem coś bełkocze… - rzekł bobr i w momencie gdy kot rzekł „musicie stąd uciekać” krzyknął: - Ukarać go!

Cały las zwierząt powtórzył. A niebawem lisy dodały:

- Zabić go!

Świat zawirował. Kot próbował ich przekrzyczeć:

- Posłuchajcie to ważne… - zaraz po tych słowach kły jednego z wilków wbiły się w jego krtań.

Wszystkie zwierzęta rzuciły się na kota Marco.

Tu musimy przerwać barwne opisy, gdyż zbytnia przemoc (nie licząc bajek braci Grimm) nie jest na miejscu w tym oto gatunku.

Rzec można, że na nic zdała się interwencja Żubra, Żbika i tych którzy nie ulegli psychologii tłumu…

Najgorzej, że koń Bronisław też nie zdążył uciec.

Zwierzęta w dzikim szale nie rozróżniały kogo katują.

Kot Bronisław również został rozszarpany na strzępy.

Gdy świtało Żubr płakał nad dwojgiem martwych zwierząt, a każde z pozostałych żyjących miało takie wielkie wyrzuty sumienia, że niektóre samobójstwo popełniły niebawem.

I tylko sępy i hieny cieszyły się z uczty jaką do tej pory nieprzyjazny im las niespodziewanie zgotował (jeden z sępów znany był z innej bajki z wyjadania żebra… wciąż i wciąż ale na tę okoliczność przerwał, chcąc spróbować również koniny).

Rzec również można, że noc ta przeszła do historii.

Odkąd w lesie pojawiły się hieny i sępy żadne ze zwierząt nie przemówiło do siebie, ani między sobą.

Noc ta przeszła do historii jako Noc utraty ludzkiej mowy.

Zresztą niewiele później las ten przestał istnieć.

Wkroczyły piły łańcuchowe.

Kłusownicy.

Nad tym terenem zapanował homo sapiens /Lolka wybrano na prezydenta, a Bolka na premiera/.

I to była ta ważna informacja, której nie zdążył przekazać Kot Marco co świecący ogon miał (vel. MIAUUUUUUU).

Gdyby tylko dali mu wtedy dokończyć, co powiedzieć chciał, być może zwierzęta i las żyliby w nim długo i szczęśliwie.

Niestety.

Nie w tej bajce.



EPILOG

Nikt z nas nie lubi europejskich zakończeń. Wszyscy lubią amerykańskie happy-endy. Warto zatem dodać, choć w sumie na bajkę nie przystało, ale nie jest to normalna bajka, więc udzielam sobie dyspensy, że kot Marco mieszkając u ludzi wdał się w pewien zakazany romans…

Romans z piękną kocicą. Ale zakazany o tyle, że była to kocica z gatunku homo-sapiens… Z tego związku narodziło się dziecko.

Pół kot.

Pół człowiek

Ale to temat na inną bajkę.

Dobranoc.

Śnijcie dobrze.

9 komentarzy:

luna pisze...

pod oslona nocy mozna robic takie rzeczy ktorych nie jeden nie jest w stanie sobie wyobrazic.a lgnac do swiatla mozna sie popazyc.a mi ciagle malo i chce jeszcze...

pozdrawiam
ps.sorki choc mnie nie bagatelnie ciekawi co masz na 2 blogu nie dam 9 zeta za [poczytanie tego.moze kiedys jak bede miala nad to kasy co raczej malo prwdopodobne;)

NemezisEgo pisze...

Ciekawie piszesz swego bloga. Ale zależy do jakiego światła idziesz, słońce parzy ale księżyc /luna/ przecież też świeci a gorący nie jest... Obiecaj, że spróbujesz rozjaśnić mrok duszy swej i napisz do mnie na neivil@gmail.com podając mi swojego maila. Zasługujesz by być na tajnym blogu :) Pa.

Anonimowy pisze...

Na drugi raz ostrzez kolezko. Wszedlem zaciekawiony na tego bloga a co znalazlem? Grafomanskie wypociny i rap tak slaby, ze szkoda slow na niego, a ten wolny to juz w ogole BOZE UCHOWAJ! Poza tym te smsy...Jeszcze nie wyszedles z podziemia a juz sprzedales dupe. Zajmij sie czyms innym i nie zawracaj mi glowy na przyszlosc.

NemezisEgo pisze...

Co za buractwo. Ja przyjaźnie komentuje Twój blog, bo oglądałem Twoje programy rapowe, a Ty konformistycznie dołączasz do grona hejterów-zazdrośników.

A co Ty CNE masz wspólnego z rapem obecnie? To że wrzucisz od czasu do czasu w popowym mtv programie jakiś rym? A gdzie Rapkanciapa, gdzie rapzajawka? Przeszła Ci, co?
Śmiesz mi zarzucać, że ja się sprzedaje, a to Ciebie pop kupił, nie mnie. Hip-hop przeszedł w zapomnienie. (A Masłowska w swojej książce Cię pozdrawia. Buahahaha.)

Ja przynajmniej rymuje i pisze za to chcę hajs, a Ty sprzedajesz dupę za pierdzenie przed kamerą o nowej płycie Dody. Żałosne. Włączam MTV, patrze, tam Ty jesteś - no to mówię, będzie coś o rapie... Niestety. Zawiodłeś mnie popowcu.

Porównaj sobie swój blog (dla tych co nie wiedzą: http://cne.blog.mtv.pl/blog/cne/index.htm ) i mój i weź kurwa przyznaj, że to co tu napisałeś to czysta zazdrość... Chciałbyś tak "grafomańsko" pisać jak ja. Przyznaj i następnym razem uważaj na słowa, żebyś nie znalazł się na moim nemezisowym szlaku zemsty, pop-sprzedawczyku. Skoro prosisz - ostrzegam.

Anonimowy pisze...

Pionku...

Najpierw zrob dla rapu tyle co ja a dopiero pozniej szczekaj. Przez ludzi twojego pokroju rap w Polsce umarl. Zawistne zazdrosne beztalencia wciskajace sie wszedzie ze swoim daremnym gownem. Ty mi mowisz o przyjacielskim komentarzu mojego bloga? Co jest? Zazdroscisz ze jestem szanowany a ciebie nienawidza(ankieta)? Czy o co ci chodzi? Zal ci dupe sciska ze to mnie widac w tv? Kazdy ma takie zycie na jakie zasluguje chlopcze. Nie zazdrosc.

Jesli chodzi o twoje rapowanie to posluchaj najpierw klasyki, o ktorej pewnie nie masz pojecia, pocwicz kilka lat pisanie tekstow, fristajle i dopiero startuj a nie zrobiles byle badziew i juz sie z tym nachalnie promujesz. W dodatku to diss na znana osobistosc. Sorry ale wack mc z ciebie porzadny.

Na koniec troche sie posmieje bo rozbawilo mnie twoje ostrzezenie:D Ostrzegasz mnie? Przed czym? Mam isc sie wystraszyc? Zajmij sie lepiej pakowaniem prezentow.

Daruj sobie, odpusc, daj spokoj - zycze ci tego.

Pozdrawiam wszystkich.

NemezisEgo pisze...

Hehe, i kto tu jest zazdrosny, sam se odpowiedz. Co z tego ze zrobiles w chuj rapu, skoro juz go nie robisz? Brak natchnienia? Zajawka minela? No coz wspolczuje, mi nie minela, nadal rymuje /to w Twoim stylu rym na "uje/
Poza tym ile Ty rapu zrobiles, prosze Cie. Taki kozak jestes? Twoich kawalkow nie da sie sluchac. Zreszta wydales plyte tylko dzieki wkretce w Vivie (choc za wywiady respekt, ale rap masz chujowy, freestyle tez). I chyba sam to stwierdziles ze raper nie jestes i wycofales sie z rapu..
Zaprzedales dupe MTV, taka prawda. O ile robiles program o rapie to spoko, ale teraz co to kurwa ma byc? Popcorn? A moze Bravo? Buahahahaaha.

Twoja tv zarowno poprzednia jak i obecna przestala promowac rap, a Ty bedac w niej masz w dupie jaka muze puszczaja, co? Przyznaj frajerze. Masz to w dupie bo jest hajs. Co z tego czy rap czy Kasia Cerekwicka. Jak byl hajs to siedziales w rapie, gdy ta kultura umiera, trzeba wejsc w kulture w ktorej jest hajs. Jakbys zyl w PRL-u to agent z ciebie murowany. Zmieniasz barwy. Ja jestem wack mc? Ale przynajmniej mc. Bo kocham rap. A Ty przestales. Jestes nikt.

Wymiekles. Nie chcialo Ci sie nagrywac, bo juz nie przynosi hajsu. Poza tym po co sie meczyc skoro mozna zarobic hajs prezentujac popowe shity. Nie walczysz o rap. Masz to w dupie.

Ja jakbym mial medium jakim jest tv to bym wykorzystal potencjal jaki jest jeszcze w hip-hopie. Ty juz dawno stwierdzasz ze umarl. "Daruj sobie - odpusc". Wczuwka i zajawka minela co Cfany Najgorszy Egoisto?

Masz szczescie, ze juz nie jestes raperem, bo diss mialbys murowany.

Ale kogo mam dissowac? Prezent(era)?

Ide pakowac prezent(y). Ciebie juz spakowalem i podlozylem pod choinka /nowa promocja MTV - CNE spiewa koledy/.

Nara.

Anonimowy pisze...

Wkrotce nowy album WSZ/CNE. Skad ci przyszlo do glowy ze nie rapuje zazdrosny pionku? Jak posluchasz to chyba zatrujesz sie ta swoja zazdroscia, co nie?

A praca w MTV to coz - po prostu moja praca, ale bardzo ciekawa praca. Nie mam wplywu na decyzje zarzadu co do trendow muzycznych jakie promuja. Bylem dobry, ludzie mnie znaja i szanuja to zostalem bo potrafie to robic jak sam zauwazyles. Nie mam cisnien, zeby zapowiadac tylko rap, rap i rap. Ty niestety widze masz do tego podejscie w stylu srednio rozwinietego gimnazjalisty. Coz sa na swiecie i tacy ludzie. Szkoda tylko ze tacy ludzie probuja robic moja ukochana muzyke. Zal.

Uwierz. Twoj rap jest biedny, tak bardzo biedny ze nie da sie wytrzymac dluzej niz kilka sekund. Nie publikuj wszystkiego co nagrasz bo to bieda straszna. Zero profesjonalizmu, zero talentu, zero charyzmy - nie zaskoczyles mnie NICZYM. Flow jakby z dupy pierdziane, glos jakis taki pedalski. PRACUJ, PRACUJ, PRACUJ bo na razie to straszny syf.

Diss?? Prosze cie...Nie zartuj ziom :D

NemezisEgo pisze...

Uwierz mi, ze nie mam Ci czego zazdrościć. Ja po prostu chcę, żebyś się zmienił i przestał promować pop, do chuja.

Po za tym biedny to jest Twój rap. To już wolę Rahima, przynajmniej używa metafor...

I nie chcę Cię martwić, ale swój rap też wolę od Twojego. To nie jest pycha. To prawda.

Jakby mi napisał ktoś kogo szanuje z polskiej sceny, że jestem słaby, wziąłbym to sobie do serca. A wiem, że parę raperów których szanuje wchodzi tu... (napewno znają link).

Natomiast ani Rah, ani tym bardziej Ty nie jesteście dla mnie autorytetami, więc sram na Wasze opinie gorącym gównem.

Nie liczy się staż w legalnym rapie i bycie w TV, tylko skillsy. Ty masz je marne, bardzo marne. Vice versa zatem - nie błyszcz w TV tylko PRACUJ, to może za parę lat kupię Twoją płytę. Póki co nawet nie będę jej ściągał.

Diss? Masz racje - jaki diss? Na Ciebie nie będę tracił energii, bo naprawdę nie ma na kogo.

Lepiej rób wywiady, sprzedawaj się, prezentuj jaźwe w "Popcornie", ale błagam - nie rapuj (i przekaż to samo Wujkowi - nigdy nie zapomne jego rymu na koncercie w Łodzi: "U was zabili taksówkarza, u nas też się to często zdarza" Buahahaha. Albo coś o gilach w nosie... Heh. Freestyle macie przedni, chłopaki.)

Jeśli chcecie coś zrobić dla umierającej naszej muzy to wypromujcie ją znów w mediach. Wpierdol się do zarządu, skop im mordy i każ robić audycje rapową. Ale nie zrobisz tego, bo tchórzyk jesteś i będziesz się bał o stratę ciepłej posadki... ("nie mam wpływu na decyzje zarządu co do trendów muzycznych" - a próbowałeś mieć, sprzedawczyku?)

Aha i nie traktuj tego osobiście. Mówię co myśle, a nawet myśle co mówię.

Wesołych Świąt.
"Nie bój się zmiany na lepsze"

Elo.

Wojciech Roszkowski pisze...

Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.