25 grudnia 2009

Ostatni w(peace)

Nie nasyci się oko patrzeniem
Ani ucho nie napełni słuchaniem
KOH 1,8

Jakiś czas temu chciałem kończyć tego bloga - zamykać, palić wszystkie wpisy - byłoby to działanie pełne agresji, więc powstrzymałem się. Musiałem poczekać i sprawdzić... czy to co piszę przynosi efekty, czy pomaga. I dowiedziałem się :) Ostatnie komentarze, które dostałem potwierdzają, że blog pocieszał ludzi, że ludzie z niego czerpali dobrą energię, że zyskali wiarę. Że blog nawrócił przynajmniej jedną osobę. Teraz wiem zatem, że dokonało się to co miało się dokonać i nic już nie mogę dodać, bo jakbym dodał mógłby powstać efekt naciskanej sprężyny, która zbyt mocno wciśnięta wyskakuje w drugą stroną ze zdwojoną siłą. Muszę zatem usunąć się w cień, usunąć w cień swoje własne EGO, swoje własne potrzeby, by nie zacząć przypisywać sobie zasług tego co tu pisałem. Byłem jedynie narzędziem. Robiłem to bezinteresownie. Nie mogę nic chcieć dla siebie, dlatego muszę przestać pisać (choć może i nie chcę). Im dłużej bym pisał Ci, co mnie znają mnie by przypisywali te zasługi a nie Bogu, ja bym robił tak samo i też coś od nich chciał w zamian. A przy części wpisów jak choćby przy BAŚNI O TANEI W WIEŻY ZAMKNIĘTEJ nie miałem poczucia, że piszę to sam, czułem jakby to się pisało samo, jakby to ktoś za mnie pisał - byłem jedynie posłańcem i czuję, że muszę przestać nim być. Bo gdy człowiekowi jest źle, Bóg przysyła aniołów w ludziach, ale Bóg ich też po czasie ich zabiera, bo daje człowiekowi wolną wolę. Nie chce człowieka do niczego zmusić, może tylko dać drogowskazy by poszedł właściwą drogą przeznaczenia jaką mu daje, ale w swej miłości daje mu też wybór, to wolna wola sprawia, że wcale tą przeznaczoną drogą iść nie musi. Obecnie czuję, że przeznaczoną mi drogą jest zniknięcie. Usunięcie siebie. Pozwolenie na działanie wolnej woli i Ducha Świętego - Pocieszyciela, którego Wam życzę, i do którego za Was modlę.

Im dłużej bym pisał tego bloga pisałbym go tak naprawdę dla jednej osoby, a jest wiele innych wokół mnie, które przez to zignorowałem. Czuję, że ta osoba nie potrzebuję już bloga. Czas bym poszedł do innych i innym pomagał. To czas gdzie misja została spełniona. Gdzie dokonało się wielkie dzieło nawrócenia. A Bóg cieszy się z jednego nawróconego bardziej niż z 99 sprawiedliwych.

A zatem wcześniejsza niekonsekwencja wynikała ze wstrzymania w czasie konsekwencji, na rzecz sprawdzenia pewnych rzeczy. Tak naprawdę jestem konsekwentny do bólu, tylko czasem zawieszam w czasie swoje postanowienie, by je przemyśleć. By nie podejmować decyzji w emocjach. Teraz wiem, że jest ona słuszna. Wiem jakie jest moje powołanie. Czas by szerzyć dobro inaczej, by porzucić wirtualnie na rzecz reala. Tam mnie teraz znajdziecie.

Bo teraz jest miejsce dla Was, moi Drodzy Czytelnicy. Nemezis znika, ale zostawia bloga, nie niszczy go, byście mogli go wysyłać swoim znajomym, bliskim, byście mogli przekazywać to moje świadectwo nawrócenia i zmieniać innych na lepsze. Byście mogli im dawać miłość. Tę prawdziwą, cierpliwą, nie unoszącą się pychą. By wszyscy mogli wreszcie stanąć w Prawdzie. Wysyłajcie link do bloga nie jako Wy, wysyłajcie anonimowo, NiszczcieEgo, by liczyło się tylko to co się wysyła, a nie kto wysyła.... może w formie życzeń, może łańcuszka, jak chcecie. Zostawia dla Was, przez Niego nawróconych, a każdy nawrócony chce przekazywać to co odkrył innym. Chce by każdy poczuł niewątpliwą przyjemność płynącą z tej łaski.

WWW.NEMEZISEGO.BLOGSPOT.COM szerzcie to hasło - róbcie VLEPKI, tagujcie, działajcie pod wpływem Ducha Św., którego dostaliście, nie dajcie się zwieść złu, dążcie ku świętości, choć to droga wąska i trudna... wiem coś o tym... wiem, bo często chce się wracać na tę łatwiejszą... Ale nigdy nie można się poddać! Pamiętajcie o tym.

Od tej pory Nemezis przestaje wpisywać tu cokolwiek, nawet w komentarzach, licząc na Was, byście dokończyli dzieła - od tej pory komentarze nie będą moderowane, możecie komentować jak chcecie - jak poszczególne posty wpłynęły na was, co sądzicie, możecie dawać swoje świadectwa, rozszerzać... [A może pojawi się jakiś kontynuator... kto wie]. Będzie Wam to dane do czasu, bo blog ten zniknie pewnego dnia kompletnie, bo Bóg daje łaskę, ale stopniowo ją odbiera, by nas umacniać i sprawdzać czy damy radę czasem bez Jego pomocy.

Dzień zakończenia bloga to dzień, w którym daliście już świadectwo, to dzień zakończenia ankiety, w której pytałem czy wierzycie w Boga (po lewej). Cieszy mnie, że większość wierzy w Boga, choć martwi, że nie praktykuje, bo w tym roku zrozumiałem, że nie praktykować to tak jakby pójść na imprezę i nie tańczyć, to tak jakby wiedzieć o swoich zdolnościach np. do pięknego śpiewu i nie śpiewać, znać wyniki totolotka i nie zagrać...

Dzień zakończenia bloga to dzień, w którym Narodził Się Prawdziwie Bóg, który wcale nie musiał przychodzić na świat, ale zrobił to z miłości do ludzi, dał swoim tworom szansę, jako ich Stwórca. Zrobił to z miłości. Wszyscy powinniśmy Go naśladować. I przygotować miejsce na powtórne Jego przyjście (do tych co mnie znają - tak tak - uwierzcie, że taki się stałem i mam nadzieję, że wytrwam w tym choć czasem też sam nie mogę uwierzyć z tej przemiany - ale to niesamowita Łaska, życzę jej Wam :)

Blog ten to moje świadectwo przemiany. Gdy zaczynałem go pisać byłem przepełniony agresją i pożądaniem, do rzeczy materialnych, cielesności, doczesnych pragnień, byłem zadufany w sobie, pyszny, zakochany we własnym JA - kończę przepełniony miłością do ludzi, nawet wrogów, kochający innych nie tylko siebie, choć to bardzo trudne i często się nie udaje w tym wytrwać. Ale wierzę, że dam radę.

W tym Dniu życzę tego Wam i sobie. Szanujcie się. I trwajcie w miłości w drodze ku Nirvanie. Starajcie się trzymać wszystkich Przykazań, ale najbardziej jednego - Przykazania Miłości! "Będziesz miłował Pana Boga swego, z całego serca swego, z całej duszy swojej, ze wszystkich sił swoich, a bliźniego swego jak siebie samego" [ale nie bardziej ;) - przyp. NE]

Elo. Pokój z Wami. Peace. A raczej w(peace). Ostatni. Ostatecznie :)

P. S. Gdybyście potrzebowali konsultacji duchowej. Na www.szukajacboga.com można się zarejestrować i mieć opiekuna duchowego. Pozdro.

27 listopada 2009

Niekonsekwencja

To moje drugie imię.
Miałem nie palić - jaram jak smok.
Miałem zamknąć tego bloga - w głowie przez te cztery dni krzyczy głos - "jeszcze nie teraz".
Rozchwiany emocjonalnie, niezdecydowany frajer.
Po prostu uzależniłem się od pisania tego bloga. Nie mogę przestać.
Ale kiedyś to rzucę - PRZYRZEKAM - wszystkie posty skasuję - zniszczę, wirtualnie "spalę"...
Ale jeszcze nie teraz.
Cieszycie się?
Pozdro.

23 listopada 2009

The end... soon

Niedługo ten blog zakończy swój żywot. Tak być musi.
Bo coś się kończy, coś się zaczyna.
Jak w życiu.
Amen.

Where is the .... [?]

Dzieciom rozwiedzionych rodziców ciężko uwierzyć w miłość, uwierzyć w stały związek. Ciężko się zaangażować. Związki traktują jako coś przejściowego, raczej nie na stałe. Tylko dwa razy spotkałem osoby, z którymi wydawało mi się, że mógłbym spędzić resztę życia. Raz w liceum tzw. pierwsza miłość (pamiętam jak snuliśmy plany o domu z basenem... szczenięce marzenia) - nie ziściło się, byliśmy gówniarzami, wyidealizowaliśmy siebie - łączyło nas "sprawdzanie" świata - odkrywanie doznań zmysłowych, przeżywania wszechrzeczy po raz pierwszy. Drugi raz przez internet - też idealizm - brak kontaktu realnego powoduje snucie wyobrażeń, nadbudowywanie i konfabulowanie (choć może i prawdopodobne, bo w tym przypadku była jeszcze dość mocno dająca mi siłę do działania intuicja... i sny...ale skąd można to wiedzieć, przecież się nie zna tak naprawdę). Jak można cokolwiek wiedzieć, budować widząc się w realu 3 razy. Nawet nie pamiętam jak pachnie...
Pozostanie jako piękne wspomnienie istoty, dzięki której uwierzyłem, że między kobietą a mężczyzną może istnieć wieź nie tylko zmysłowa ale też duchowa. Może każdy potrzebuje niespełnienia w miłości, by ją pielęgnować w sobie. Może pojawiła się tylko po to bym uwierzył w Boga i doznał łaski miłości właśnie, ale miłości bezinteresownej, do wszystkich istot i ludzi zgodnie z najważniejszym Przykazaniem. Miłości, która niekoniecznie wiąże się ze związkiem. Widocznie Bóg nie postawił mi jej na swej drodze byśmy byli razem [choć z drugiej strony abstrahując od intuicji świetnie całuje a podobno to ludzka ślina zawiera białka zgodności tkankowej kodowane przez gen MHC, które reagują podczas pocałunku, przesyłając nam sygnał, czy dana osoba jest do nas dopaswana genetycznie i możemy z nią mieć potomstwo (musi zawierać inny zestaw genów MHC, które odpowiadają za odporność immunologiczną). Może dlatego prostytutki się nie całują... nie chcą wiedzieć czy dany samiec byłby dobrym ojcem.]
Jakoś trzeba ułożyć sobie życie, a nie tkwić w iluzji, że się kiedyś odezwie, znów na tydzień, dwa kontaktu.
Tylko z kim? Bo czy można wchodzić w relacje uczuciową skoro z góry się wie, że będzie np. tylko na przezimowanie? Bo tylko takie opcje spotykam ostatnimi czasy, a nad jedną mocno się zastanawiam... Czy można przyzwyczajać drugą osobę do siebie, do swojego zapachu, dotyku, szeptu, krzyku skoro z góry się wie, że w pewnym momencie powie się "nara"? Gdy jest pociąg, dobrze się rozmawia, ale brakuje tego "czegoś"? Czasem ma się dosyć bycia singlem, chciałoby się przytulić, pośmiać, pójść do kina czy teatru z płcią przeciwną, obudzić obok drugiej osoby... Ale to stricte egoistyczne, gdy z tyłu głowy miga lampka "to nie to", "to nie to"... Niegdyś dwa lata tak miałem łudząc się, że lampka w końcu zgaśnie. Nie zgasła. Nie chciałbym znów się w coś takiego pakować, więc w większości wypadków wypad do kina kończy się pocałunkiem w policzek i suchym z mojej strony - Zdzwonimy się., a ich niepewnym i lekko zdziwionym - OK. I tak już ponad 2 lata.

Nie angażuj się jeśli nie jesteś pewien, nie chcesz kolejnej skrzywdzić... Heh. I ta niepewność przekłada się nawet na objęcie czy chwycenie za rękę (mówię o relacjach, które mogłby zaistnieć głębiej, abstrahuje oczywiście od z góry ustalonych niezobowiązujących akcji, które są, a raczej były jak transakcja na allegro - wystawiamy sobie komentarze i więcej się nie widzimy... Brrr....)

Jednak teraz nadchodzą pewne zmiany w moim życiu, planuje wynająć coś w swoim mieście i chyba jestem słabym człowiekiem, bo potrzebuje wsparcia w tej "akcji". Byłoby to egoistyczne, wbrew mojej przemianie, gdybym wkręcił w siebie kobietę o której myślę... ale dobrze się rozmawia... można chyba spędzić ze sobą tę zimę... Ale ponoć dziewczyna, która spędziła nawet jedną niezobowiązującą noc fizycznie z mężczyzną przeżywa rozstanie z nim przez kilka dni jako swego rodzaju żałobę... Cóż może jednak zagryźć zęby i nie wkręcać się... choć w tym wypadku ciężko się będzie wycofać, bo już się wkręciła i mnie to kręci, że się wkręciła... Tak, kręci mnie adoracja kobiet (podobnie jak Ciebie Jarcik, gadaliśmy o tym wczoraj na gg - pozdro :) - kręci mnie ich inicjatywa, ich "zdobywanie", oczywiście po uprzednim moim. Irytuje mnie bierność w tych istotach. Współczuje takim.

- Nie zawsze jesteśmy z osobami, które kochamy - mówi mi koleżanka z Katowic.
"Jeśli świat zrobi ze mnie dziwkę, ja zrobię z niego burdel" - ma w opisie inna.

Smutne to wszystko. Jesienne. Przedzimowe.
Już się chyba nie zakocham. Związki z kobietami już tylko będą pod hasłem - "przezimowanie".
Nie będę miał dzieci - będę singlem-mnichem, wkładającym serce w moją jedyną miłość, jaka nie ustaje (nie licząc krótkiej separacji w 2007 r.) - TWORZENIE. Może taka jest Wola Boga.

Post napisany podczas słuchania kultowej płyty BLACK EYED PEAS

P. S. Chyba się starzeje ;/

2 listopada 2009

Fraszka na Zaduszki

Z DNA niegdyś powstałeś
W DNA się obrócisz
Z DNA wskrzeszony zostaniesz
Więc czemu się smucisz?
:)

19 października 2009

RZECZYWISTOŚĆ DOZNAŃ CHWILOWYCH

Przycisk w pilocie. Przełączam kanał, montuje sobie przekaz. Z reklamy proszku do prania, w której kobieta mówi "Czysta biel..." nagle przerywa jej premier, mówiąc "Polityka miłości...". Nie dokańcza jednak - gdyż kanał zostaje przełączony i ponętny głos kusi "Dzwoń 0700...", co w zbitce tworzy "Czysta biel, polityki miłości, dzwoń 0700...".

Klik. Wielozadaniowość, w Wordzie piszemy referat dotyczący cierpień młodego Wertera, w innym okienku ze słoneczkiem Gadu-Gadu fantazjujemy o seksie analnym z szesnastolatką poznaną na naszej klasie. Klik. "Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi tej ziemi" donośny głos z przeszłości papieża odtworzony z youtube. Klik. Winamp. "And nothing like mammals, So do it like they do on the discovery channel".

Klik. Blondynka. Klik. Brunetka. Klik. Gruba. Klik. Chuda. Klik. Inteligentna. Klik. Głupia. Klik. Oralnie. Klik. Analnie. Klik. Przytulenie. Klik. Uderzenie. Klik. Orgazm. Klik. "Miliony rzeczy walczą o twoją uwagę" - napis reklamy Allegro, który ze względu na użycie liczby mnogiej, oznajmia, że rzeczą jest nie tylko czerwony toster ale też śliczna blondynka.

Klik. Kolacja przy świecach. Klik. Pizza na wynos. Klik. Pogaduchy przy piwie. Klik. Amfetamina. Klik. Kokaina. Klik. Ganja. Klik. Wódka. Klik. Kac.

Żyjemy w świecie złożonym z kliknięć, w których zdarzenia trwają chwile. Nic na dłużej. Pęd za doznaniami chwilowymi. Lecz, gdy przeminą, gdy się zatrzymasz w tym pędzie uświadomisz sobie, że to wszystko gdzieś uleciało, że było fajne, ale krótkotrwałe, że nie masz nic oprócz wspomnień owych chwilowych doznań. Wspomnień krótkich, niewyraźnych. Nic na stałe. A przecież oprócz chwilowych istnieją rzeczy wieczne, te nieśmiertelne, choć przyćmione przez te chwilowe.

Para staruszków w autobusie uśmiechających się do siebie. Ich pęd życia płynie wolno, nie gonią, nie spieszą się. Mają siebie.

Czym różni się kobieta mająca dużo mężczyzn, od mężczyzny mającego dużo kobiet? Według naszego patriarchalnego świata: "Kobietę nazwą kurwą, a mężczyźnie pogratulują". A według mnie - niczym. Łączy ich uwielbienie doznań chwilowych.

Miałem sen. Pokochałem kobietę. Uprawialiśmy kosmiczny seks, ale potem ona zachorowała (we śnie nie było dokładnie sprecyzowane - miała wbitą strzykawkę w udo) - chciałem ją przytulić, ale ona nie chciała bym ją widział w stanie choroby, przytulałem na siłę. W pewnym momencie jej stan się pogarszał - z powodu choroby zaczęła wymiotować, zwymiotowała na siebie, nie chciała bym na to patrzył, odsuwała mnie. Ja zacząłem wycierać jej ciało, uspokajając, wykąpałem ją, głaskałem, przytulałem, uspokajałem, opiekowałem się. Nie było w tym nic podniecającego w sensie seksualnym, a sprawiało dużo większą przyjemność... Obudziłem się i zdałem sobie sprawę, że przyjemność duchowa jest dużo silniejsza od przyjemności fizycznej, że czasem przytulenie jest dużo przyjemniejsze niż orgazm. Być może dlatego właśnie, że nie jest krótkotrwałe...

Co zostanie, gdy nadejdą zmarszczki, celulitis, gdy nasza powłoka cielesna przestanie być atrakcyjna, a wręcz stanie się ohydna? Gdy przestaniemy polegać na cielesności, która nota bene mogła przyćmić tę duchową, no bo np. zastanawiając się na wyborem sprzętu nie myślimy o rodzaju oprogramowania, tylko o tym jakie ma podzespoły:

Intel Core 2 Duo. Intel Core 2 Quad. 2 GB. 200 GB. 1 TB. 20 TB w macierzy. 128, 1, 2, 7 MBps! Nienasycenie... W kółko lepsze i lepsze, bardziej na wypasie. Ale co nam po tym bez odpowiedniego stabilnego (niczym Mac OS ;) software`u?

Fizyczna miłość (hardware) bez tej duchowej (software) jest chwilowa, krótkotrwała, ulotna a przez to nienasycona. W odwrotnym przypadku staje się dopełnieniem, negując ulotność zacznie prowadzić do czegoś większego, choćby do stworzenia nowego życia... Gdy mamy wgrany między sobą duchowy software, ten hardware staje się tylko narzędziem. I może przekształcić w coś wiecznego. [A przykład Playstation 2 która to hardware ma słabiutki, a wciąż jest w sprzedaży i wychodzą na nią piękne graficznie gry, uzmysławia moc softwaru, który ulepsza hardware pomimo przestarzałości sprzętu i jego prędkości.]

Pomimo ulotności chwil, którym ulegamy ze względu na świat w jakim żyjemy, który nam mówi, że tylko doznania chwilowe są ważne, trzeba umieć się temu oprzeć i wśród tych ulotnych doznań znaleźć tą jedną najważniejszą rzecz, tą wieczną chwilę, która będzie trwać i trwać i nie będzie się chciało następnej, gdzie będzie można krzyknąć: "Chwilo trwaj!".

Faust odnalazł, dzięki temu został zbawiony. Czego Wam i sobie życzę. Elo.

8 października 2009

Elan vitae

Setki kilometrów za mną, setki uśmiechów szczerych/nieszczerych, historii ludzkich wyssanych z palca/prawdziwych, wir zdarzeń, podniet, emocji, biel i szorstkość wykrochmalonych hotelowych pościeli, gwar ulicy w wielkich miastach.
Przystanek: Łódź
Przystanek: Kraków
Przystanek: Katowice
Przystanek: Wrocław
Przystanek: Białystok
Przystanek: Stolica
Przystanek: Dom (?)
Wir twórczego myślenia, ustaleń, bankietów, wpisów do indexu, kosztorysów, klocków montazowych, nieistniejących scenariuszy. Stukot kół pędzącego pociągu, szelest banknotów, biletów. Szept flirtu kobiecych spojrzeń. Dotyk... Ciepło klawiatury laptopa. Ogłos kroków kobiecych stóp. Wrzaski o miłość - nieme. Westchnienia o szczęście - szczere, lecz ciche, stłumione świstem nadjeżdżającego metra.
Stacja: Gran Via
Stacja: Ratusz
Stacja: Pole Mokotowskie
Setki domysłów, mniemań, teorii mieszających się ze sobą, podnieca. Niezauważenie znajomego na ulicy podczas zawieszenia w myślach.
Smak piwa z sokiem w knajpie w stolicy na Puławskiej.
Stopklatka. Regeneracja.
Na czas pisania tego postu.
Bo trzeba pędzić dalej.
Chwilo nie trwaj, przemijaj, ustępuj następnej.
Elan vitae.